Psychiatryk
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

PBF osadzony w 1956 roku w szpitalu psychiatrycznym. To miejsce to nie tylko ciężkie przypadki, wyszkolona kadra, ale i tajemnicze morderstwa.


You are not connected. Please login or register

Pracownia plastyczna

3 posters

Go down  Wiadomość [Strona 1 z 1]

1Pracownia plastyczna Empty Pracownia plastyczna Nie Maj 29, 2011 3:07 pm

Shirley Ainsworth

Shirley Ainsworth
Admin

Sala w której odbywają się zajęcia z plastykoterapii, która cieszy się większym zainteresowaniem niż muzykoterapia, przynajmniej ze strony lekarzy. Młodsi pacjenci również lubią te zajęcia, jednak ci starsi czują się do tego zbyt mocno zmuszani. Pomieszczenie wyposażone jest w dwuosobowe ławki, stojące w trzech rzędach. W rogu sali znajduje się również zlew, w którym artyści-amatorzy mogą czyścić swoje pędzle etc.

http://www.drpg.xt.pl

2Pracownia plastyczna Empty Re: Pracownia plastyczna Pon Maj 30, 2011 8:18 pm

Ethan Nightray

Ethan Nightray

Chude, patykowate nogi zachwiały się. Nie raz i nie dwa. Chodzenie było istną męką, czymś, czego Ethan uczył się od nowa za każdym razem, kiedy tylko próbował wstać z łóżka. Nie, to nie było dla niego jak jazda na rowerze. To było jak rozpoczęcie nauki nowego języka, kiedy ćwiczysz go cały dzień, a potem nie używasz przez kilka miesięcy. Poznane słówka czy reguły rozmywają się na przestrzeni ostatnich wydarzeń i musisz zajrzeć ponownie do książki, by o wszystkim sobie przypomnieć. Tak było i z panem Nightray, który każdej czynności życiowej uczył się wciąż i wciąż od początku, zapominając o wcześniejszych dokonaniach w tej dziedzinie.
Alisa pomogła mu się umyć, ubrać, nawet go nakarmiła. Jak dziecko. Albo jak skrajnie niepełnosprawnego. Ale on nie czuł takiej potrzeby. W ogóle nie czuł potrzeb. Ostatnio. Ostatnio, które trwa już od kilku dobrych lat.
Szedł więc przez korytarz mozolnie, z rozwagą stawiając każdy krok, który był tak chwiejny, że gdyby Ethan nie podpierał się ściany, z pewnością by się wywalił. I mógłby już nie wstać. Z oszołomienia, z nagłego zrywu ze swojego zgniłego świata, w którym żył. Czuł, jakby rzucił się na głęboką wodę. Jakby dokonywał właśnie czegoś niesamowitego. Jakby wdrapywał się na Mount Everest. A to był tylko durny, szpitalny korytarz, kurwa.
W końcu, po dokładnym zbadaniu struktury tynku, zmacaniu stopą każdej nierówności podłogi, dotarł do upragnionej sali. Przywitał go przyjemny chłód i zapach farb olejnych. Uwielbiał to miejsce. Czuł się w nim bezpiecznie. Tak, dziś czuł się lepiej. Wciąż martwy, ale jednak grunt, że w ogóle coś odczuwał. W tym momencie było to zadowolenie. Stalowoszare, puste tęczówki rozejrzały się wokół, badając spojrzeniem każdy jeden przedmiot, chłonąc jego widok, próbując dopasować do aktualnych emocji organizmu. Było ciężko. Bardzo. Ale nie zraził się.
Stawiał kolejne, niepewne kroki, mijając ławki. Mógłby być ślepy, i tak by znalazł drogę do upragnionego miejsca. Do szafki na końcu. Podszedł tam, a raczej doczłapał, wciąż z dziwnym uśmiechem na ustach. Niby był to wyraz zadowolenia, ale z drugiej strony miał niepokojący wyraz. Źrenice niebezpiecznie się rozszerzały, a chude, drżące dłonie otworzyły drewniane drzwiczki. W nozdrza uderzył znajomy zapach farb i wilgoci. Ostrożnie wyjął blok rysunkowy i kilka ołówków. Nigdy nie rysował kredkami. A jeżeli chodzi o farbę, używał chyba tylko jednego koloru. Wszystko tradycyjnie było szare, ponure. Wiało pustką, mrokiem, niepokojem. I oto chodziło. O wizje naszego świata, który był jedynie kupą gówna i syfu. Tak, taka jest okrutna prawda. W mniemaniu Ethana.
Wraz ze swoją zdobyczą skierował się do ostatniej ławki. Dalej już mu się nie chciało iść. Czuł się taki zmęczony...
Rozłożył kartkę i zaczął swój rysunek. Zamaszyste ruchy rąk, ostre kreski i skupienie. Cały świat dookoła nagle przestał istnieć. Zanurzył się w papierze, w graficie. W swoich wyobrażeniach, uczuciach, w kolejnej nicości. W kolejnym swoim dramacie. w kolejnym nieszczęśliwym zakończeniu.

3Pracownia plastyczna Empty Re: Pracownia plastyczna Pon Maj 30, 2011 8:43 pm

Asteria Vervain

Asteria Vervain

Większość pacjentów tego popołudnia opuściła budynek szpitalny i spędzała swój wolny czas na zewnątrz, podziwiając widoki serwowanych im przez ogrody ośrodka, bawiąc się, odpoczywając i relaksując w promieniach pięknego słońca. Asteria zazdrościła im z całych sił, chociaż wiedziała, że nie powinna. Szczytnym celem było wyzbycie się z siebie tak negatywnych, niszczących emocji, które wielu ludzi posłały na samo dno, w czarne czeluście, o których zapomniało coś tak cudownego, jak człowieczeństwo. Zazdrość była zła, a bycie złą nie pasowało akurat do Vervain. Ale jak inaczej mogła reagować, patrząc na swobodę, z jaką inni poruszali się w świecie realnym, nie będącym jedynie wytworem jej wyobraźni? Uśmiechali się i żartowali, nie odczuwając strachu przed wszystkim tym, co czyhało za ścianami szpitala psychiatrycznego. W mniemaniu Asterii, nawet średniej wielkości gałąź mogła wyrządzić im trwałą krzywdę, a nierówności terenu były w stanie bez problemu doprowadzić do zwichnięcia kostki, bądź czegoś podobnego. Dlatego ona, niemal osiemnastoletnia kobieta, stała przy oknie i patrzyła na tych wszystkich ludzi, niezdających sobie sprawy z zagrożenia. A może tak wielkiego zagrożenia faktycznie nie było? Nawet jeśli, to jak miała wytłumaczyć to swej bojaźliwości, jak miała przemówić do siebie samej i tym samym przekonać się, że realność również może być piękna?
Z czasem obserwacje stały się dla niej trudne. Tak było każdego dnia, ale jednak było to dla niej swego rodzaju rytuałem. Zawsze powtarzała sobie "dzisiaj do nich dołączę". Ostatecznie kończyło się tylko na nazbyt ambitnych planach, dlatego też ruszyła w drogę powrotną na trzecie piętro, by, jak zwykle, położyć się do łóżka i przespać kolejne godziny, czy po prostu wpatrywać się w sufit, myśląc intensywnie nad pozornie błahymi tematami. W swojej sypialni była bezpieczna. Miała tam wszystko, czego potrzebowała, by mieć poczucie komfortu psychicznego. Sama przeprawa przez schody również nie należała do najprostszych zadań - musiała stawiać kolejne kroki bardzo powoli, obawiając się beznadziejnego upadku i skręcenia karku. Między innymi przez to krążące po ośrodku pielęgniarki tak często spotykały ją podczas swej drogi i dopytywały, czy aby na pewno dobrze się czuje. A przecież z nią było w jak najlepszym porządku! To nie jej wina, że inni ludzie byli zwyczajnie nieodpowiedzialni i nie dbali o prawidłowy stan swojego zdrowia fizycznego. Psychicznego zresztą też. W końcu byli tutaj z jakiegoś powodu.
Po kilkunastu minutach znalazła się już na wysokości pierwszego piętra. Gdy miała udać się w dalszą drogę, pewna myśl nawiedziła jej niespokojny umysł. W szpitalu znajdowała się jedna z niewielu osób, przy których Asteria czuła się lepiej niż zazwyczaj. I było duże prawdopodobieństwo, iż owa persona przebywała teraz w sali plastycznej, bo dziewczyna nie dostrzegła go wychodzącego wraz z pozostałym gronem pacjentów na zewnątrz. Ethan Nightray. Jej przyjaciel, jej swego rodzaju opiekun, który czasem zaprzeczał jej egzystencji. Mimo tego, że nie potrafiła tego zrozumieć i bolały ją podobne stwierdzenia, za każdym razem wracała w jego pobliże i w dziwny sposób łaknęła rozmowy. Ach, nawet nie! Samej jego obecności. Chyba miał na nią dobry wpływ.
Droga do tegoż pomieszczenia zajęła jej odrobinę mniej czasu. Otworzyła cicho drzwi i przemierzyła kilka kroków w stronę malującego chłopaka. Był jak zwykle skupiony, jak zwykle pogrążony w rozmyślaniach, jak zwykle pozornie niewzbudzający zaufania. Podeszła bliżej, zaglądając przez jego ramię na tworzone malowidło. Na pierwszy rzut oka nie różniła się od pozostałych jego dzieł.
- Boję się twoich prac - odezwała się cicho, ledwie dosłyszalnie, nie chcąc zniszczyć klimatu, jaki najwyraźniej był mu potrzebny do malowania.

4Pracownia plastyczna Empty Re: Pracownia plastyczna Pon Maj 30, 2011 9:08 pm

Ethan Nightray

Ethan Nightray

On tam się dziwił tym wszystkim ludziom, którzy nagle uciekali z budynku, by pobyć na zewnątrz. Jakby to miało im w czymkolwiek pomóc. Ludzie i ich nędzne istnienie, które czasem doprowadzało Ethana do furii. Cieszyli się z nie wiadomo czego, w ogóle nie przejmując się niczym. Ale w głębi duszy on też im zazdrościł. Zazdrościł im, że żyli. I choć uważał się za lepszego, za kogoś w pewnym sensie wyjątkowego, z racji poznanej przez niego tajemnicy śmierci i braku bólu, to czasem zdarzało mu się tęsknić. Odczuwał potrzebę egzystencji samej w sobie i był o to na siebie wściekły. Dlatego kończył tą szopkę równie szybko, jak się pojawiała.
To zabawne, że się przyjaźnili. Ona robiła wszystko, by nie zginąć, a on dawno już był martwy, więc o nic nie dbał. Jednak wiedział, że może być jej ciężko, dlatego starał się chronić przed tym, co on posiada. Chronić przed tą cholerną, bezwzględną i śmiercionośną suką. Tak, to była jedyna osoba na świecie, która była mu bliska i której nie wmawiał tego, że nie żyje. Co było oczywiście ekstremalnie dziwne i nawet Springfield nie był w stanie tego wytłumaczyć, bo pewnego razu Ethan mu się do tego przyznał. Nie mniej jednak uznał, że chłopak robi postępy i bardzo się z tego cieszył.
I tak, to był ten moment, kiedy przestał tak uważać. Kiedy choroba znów zaprosiła go w swoje ramiona, a on złożył na nich miękko swoją głowę. A więc Asteria była jedynie wytworem jego wyobraźni. Tak, wydedukował to po tym, kiedy pochwalił go psychiatra. Absurdalne? Jasne, że tak. Po prostu oprócz zespołu Cotarda, Ethan cierpi na chroniczną negację. Dlatego zazwyczaj robi wszystkim na przekór, wszystko rozumuje na opak, a czasem nawet ma odmienne zdanie tylko dlatego, że tak mu wygodnie.
Nie lubi swojego lekarza. Dlatego zaprzecza wszystkiemu, co ten mu powie. Nie. Nie i już. Dlatego wszystko się w ich stosunkach odwróciło. Dlatego stała mu się zbyt bliska, dlatego po pewnym czasie przestał ją rozpoznawać. Dlatego musiała być martwa. Nie było innego wyjścia. Nie było innego wytłumaczenia.
Klimat nie był mu potrzebny. Gdyby tak było, musiałby siedzieć w pobliżu jakiegoś bagna, pośród mroku, smrodu i zgnilizny. Albo w swoim poprzednim życiu. Które niewiele się od takiego miejsca różniło. To były tylko i wyłącznie jego myli, jego emocje. Nic poza tym. Żaden świat zewnętrzny nie miał na to wpływu. Pozornie. To była wina przeszłości. Depresji i choroby.
Szept Asterii doszedł do niego z dużym opóźnieniem, dopiero po kilku minutach. Wzdrygnął się, wybałuszając z przerażenia oczy. Kilka głębokich wdechów i obrócił głowę w kierunku słyszanego dźwięku. Zamrugał kilkakrotnie. Minęło kilka chwil, kiedy rozpoznał w osobie stojącej koło niego kogoś bliskiego. Na chwilę. Potem nagle zapomniał. Już chciał spytać, kim jest, ale w ostatnim momencie znów wszystko zaczęło grać.
- Śmierć jest naturalnym etapem po życiu - odezwał się cicho. - Nie należy jej się bać. Śmierć jest wybawieniem - dodał na koniec, kiwając lekko głową na potwierdzenie swoich słów i ponownie przerzucił wzrok na swój rysunek. Chude palce zaciskały się na ołówku, który bez ruchu zawisnął nad kartką.

Sponsored content



Powrót do góry  Wiadomość [Strona 1 z 1]

Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach