Meredith kompletnie tego nie rozumiała. Jak można lubić pomagać? Nie dostaje się za to nic. A jak widać, zawód należy do niewdzięcznych. Musiała mieć w sobie coś z masochizmu. W końcu, jak można wysłuchiwać rzeczy, dokładny przebieg wydarzeń podczas zamordowania psa? Czuć na swojej skórze jego walkę i patrzeć, jak bardzo stara się złapać oddech. Przebieg myślowy osoby chorej, przynajmniej Meredith, nie mógł być przewidywalny. Dlaczego tak właściwie lubiła pomagać? Ileż razy mówi się, że psychiatrzy to ludzie, którzy mają problem ze sobą. Meredith bardzo chciała się dowiedzieć, dlaczego Sophie właściwie tu jest.
I właśnie poprzez zatajenie i z wdzięczności, że dziecko nie próbuje się zabić kawałkami szkła, dają prezent. Czasem dość znaczący. Chyba, że poprzez wydarzenia, jakie towarzyszyły pacjentowi, rodzina nie chce już go znać. I wtedy właśnie psychiatryk staje się drugim domem. Tylko od osobowości psychoterapeuty zależy, w jakich będą stosunkach. Ludzie wbrew pozorom bardzo bali się osób, w których mózg płatał figle. Nie znosili jego histerycznego śmiechu czy też omamów. Traktowali czasem jak trędowatych, zwłaszcza gdy na ulicy ktoś mówił do siebie. A czy chory psychicznie potrafił zarazić? Jak każdy człowiek (oprócz Mer) posiadał uczucia, potrzebę bliskości. W zasadzie sprzedawczyni bułek nie ma wpływu na nasze życie jak lekarz. Wszak jeśli nie zjem bułki, to nie zabije się, sięgnę po owoc. Natomiast hydraulik dostaje napiwek, ot tak za swoje usługi.
- Dlaczego w zasadzie tu pracujesz, Sophie? - zadała kolejne pytanie, powoli zaczynając się irytować, że na żadne nie otrzymała odpowiedzi. Ciągle w kółko ta sama komenda. Jako spec od uzależnień powinna wiedzieć, że takie gadanie nic nie da. Meredith spokojnie wypalała swojego papierosa, strzepując popiół do popielniczki. Oparła się o ścianę, a nogi podciągnęła aż pod samą brodę. A jakim cudem było to, że Sophie dostawała śniadanie, obiad czy kolację? Wystarczyło poprosić, przejść do świata "realnego" i po prostu wziąć co tylko się chciało. Personel nie był głupi, dawał się zmanipulować lub tudzież zostawiał przypadkiem otwarte drzwi, bo dosłownie za dwie minuty wróci po kubek kawy. Nie trudno było również przedostać się podziemiami, lecz dla chcącego nic trudnego! Ważne, że wbrew pozorom owi "uciekinierzy" wracali do psychiatryka i udawali, że nic się nie stało. Szukali tylko odpowiedniej okazji, aby opuścić ich koszmar, wchodząc w jeszcze większy. Przeszukiwanie pokoi nic doprawdy nie da. Oni się są głupi, aby fajki chować pod łóżkiem czy w brudnych rzeczach.
A co jeśli Meredith była lekką hipokrytką? Chciała stąd zwiać, ale nie chciała wracać do normalnego świata. Może jej się podobało w szpitalu? Może właśnie tego pragnęła? Minimalnego zainteresowania jej osobą. Zerwała się gwałtownie, odstawiając popielniczkę na biurko Sophie. Sama jednak podeszła do okna, które było delikatnie uchylone. Ach, wciąż zasłaniały widok te pieprzone kraty! Wysunęła smukłą dłoń z wypalonym papierosem i pstryknęła palcami, patrząc przez chwilę jak spada w dół. Usiadła na parapecie, krzywiąc się lekko. Te kraty znów wpijały się w jej łopatki.
- Zgaszony. Dziwi mnie to, że nie palisz, Sophie - rzekła, siadając po turecku - Masz stresujący zawód.