Psychiatryk
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

PBF osadzony w 1956 roku w szpitalu psychiatrycznym. To miejsce to nie tylko ciężkie przypadki, wyszkolona kadra, ale i tajemnicze morderstwa.


You are not connected. Please login or register

Sala "Słoneczko"

+5
Jane Page
Meredith Lane
Sophie Raven-Springfield
Hope Henderson
Shirley Ainsworth
9 posters

Go down  Wiadomość [Strona 1 z 1]

1Sala "Słoneczko" Empty Sala "Słoneczko" Nie Maj 29, 2011 3:32 pm

Shirley Ainsworth

Shirley Ainsworth
Admin

Sala w której odbywają się terapie grupowe. Nazywana jest "Słoneczkiem", ze względu na dekoracje, jakie ją przyozdabiają. Na ścianach wymalowane są kolorowe obrazki, między innymi głęboko zielona łąka, nad którą widnieje ogromne, jasne słońce. Na środku, w kole ustawione są krzesła, na których co tydzień zasiadają pacjenci, zmuszeni do opowiadania lekarzowi o sobie i zmianach w ich życiu w szpitalu.

http://www.drpg.xt.pl

2Sala "Słoneczko" Empty Re: Sala "Słoneczko" Sro Cze 08, 2011 7:45 pm

Hope Henderson

Hope Henderson

Bała się, tak bardzo się bała.
Że umrze. Z wychłodzenia. Albo zadusi się tym dymem. Już się dusiła. Co z tego, że była tu wentylacja? Ona i tak się dusiła. Zawsze była wrażliwa na brak powietrza.
Było jej zimno, bardzo zimno. Jak dawno już nie było. Choć jej często było zimno. Ale nie tak, jak teraz.
Wyobraźnia podsuwała jej wizje, jak to ktoś znajduje ją leżącą bez czucia na podłodze, a potem biorą ją i chowają na przyszpitalnym cmentarzu. Pogrzeb w jej wizji był bardzo szybki, bez obecności rodziny, która nie mogła przyjść. Potem na jej grób mieli przychodzić jedynie pracownicy szpitala, dbający o teren.
Dopiero po chwili zorientowała się, co się z nią dzieje. Bezwolnie poddała się wszelkim działaniom, które miały jej, w pierwotnym założeniu, pomóc. Wstała tylko dlatego, że Sophie jej pomogła. Inaczej nie dałaby rady. Ale nie chciała iść nigdzie indziej, jak tylko do swojej sypialni.
Jednak została zaprowadzona do sali, w której nie znosiła przebywać. Bo spotkania, na jakich bywała, nie wnosiły do jej życia zbyt wiele.
Usiadła w końcu na jednym z krzeseł. Nadal trzęsła się z zimna, jednak zrobiło się jej już odrobinę cieplej. Ale tylko odrobinę.
- Dlaczego mnie tu pani przyprowadziła? - zapytała łamiącym się głosem. Zęby szczekały jej z zimna.
Zimno. Bardzo zimno.
Ale przynajmniej ręka już tak jej nie bolała. Nie tak mocno.

3Sala "Słoneczko" Empty Re: Sala "Słoneczko" Wto Cze 21, 2011 5:00 pm

Sophie Raven-Springfield

Sophie Raven-Springfield

✠psychiatra✠



Wybacz, wybacz, wybacz, że tak późno

Hope się bała! To ja już nie będę nawet opisywać jak bała się Soph. Kobieta przykucnęła przy dziewczynie i owym kocykiem próbowała ją ogrzać. Szybko zresztą pojawiła się pielęgniarka z czystymi, suchymi ubraniami, ręcznikiem oraz kubkiem parującej herbaty.
Usiadła ona obok Hope, pomogła jej zdjąć przemoczone ubrania i założyć nowe. Próbowała też w miarę swoich możliwości ignorować przerażenie jakie wywołał na niej widok wystających kości anorektyczki.
W końcu zabrała mokre szmatki i zostawiła znów okrytą grubym kocem dziewczynę wraz z psychiatrą. Soph natomiast podała jej kubek już mniej gorącej, ale wciąż ciepłej herbaty.
- A teraz powiedz mi kochanie, co ty tam robiłaś. - poprosiła, z mimowolną nutka czułości w głosie. Cóż kobieta czuła się za młodą odpowiedzialna. Zresztą, zupełnie tak samo jak za resztę swoich pacjentów. Aktualnie jednak zastanawiała się, kto postanowił zrobić tak niesamowicie śmieszny dowcip koleżance. Osobiście obstawiała Chairę. Ale pewności oczywiście mieć nie mogła. Ją mogła jej dać tylko Hope.

4Sala "Słoneczko" Empty Re: Sala "Słoneczko" Sro Cze 22, 2011 4:42 pm

Hope Henderson

Hope Henderson

wybaczam ^^

Zimno. Zimno. Zimno.
Zabiegi prowadzone zarówno z obowiązku, jak i altruistycznych pobudek, które miały w założeniu doprowadzić do tego, by Hope przestała odczuwać takie zimno, jakby była na Syberii zimową porą, niezbyt przynosiły rezultaty. Ale przecież nie da się tak łatwo ogrzać ludzkiego ciała, prawda? Szczególnie takiego, które nie miało praktycznie ni grama tłuszczu w sobie.
Dziewczyna czuła obecność Sophie, czuła, jak ta próbuje ją rozgrzać. Następnie panna Henderson przebrała się w suche ubrania, z pomocą pielęgniarki. Zauważyła wzrok, jakim patrzyła na nią. To przez ten tłuszcz, pomyślała Hope. Nadal owinięta w koc, dostała do ręki kubek, w którym dostrzegła herbatę, jednak nie zamierzała jej pić. Tam na pewno został dodany cukier. A ja nie słodzę. Bo to kalorie/ Ale kubek dawał przyjemne ciepło. Na szczęście nie parzył. Ale to wszystko... wydawało jej się snem. Nie mogło być tak, że ktoś się nią zajmował.
- Ćwiczyłam - mruknęła. Nie chciała mówić nic więcej. Marjorie, nie możesz powiedzieć, że to Chaira i River. Nie możesz. Bo będzie jeszcze gorzej. Zrobią ci jeszcze gorsze rzeczy. I nie mówiła.

5Sala "Słoneczko" Empty Re: Sala "Słoneczko" Sro Cze 29, 2011 5:52 pm

Meredith Lane

Meredith Lane

Prawdę mówiąc, gdyby tylko Meredith wiedziała, jaka akcja się szykuje, prędko dołączyłaby do złej strony mocy! Jednakże ona wolała wyjść do miasta z Siobhan i udawać normalne dziewczyny, paląc marihuannę. Właśnie dzięki tej używce weszła w wspaniały nastrój. Perspektywa terapii grupowej wydawała się być o wiele lepsza. Wracając do szpitala, ciągle przeczesywała włosy, zagryzając nerwowo wargę. Czasem czuła, że chciałaby zostać z Sio - zacząć nowe życie pełne adrenaliny i przygód. Jednak musiała wrócić do codzienności. Przekroczyła próg Domu, oddając się posłusznie kontroli. Nie mogła się opanować, aby nie rzucić dwuznacznym tekstem, gdy ochroniarz dotykał jej pupę czy sprawdzał, iż nic nie ma za bluzką, przypięte taśmą do brzucha. Jakaś lafirynda dała się tak złapać i teraz Meredith cały towar musiała trzymać w bieliźnie. Wesoły nastrój wciąż nie mijał. Udała się posłusznie na pierwsze piętro i popchnęła pewnie drzwi od sali terapii grupowych.
Zastanawiała się, jak powinna zareagować na widok jakiegoś lekarza. Zapewne zostaną pochwaleni za tydzień dobrej roboty, lecz aby wyzdrowieć, trzeba dalej pracować nad sobą. Meredith kompletnie nie widziała sensu w terapiach. Cóż one mogły jej pomóc? Chyba tylko dowiadywała się, jak słabi są pozostali ludzie i to napawało ją dumą. Wszak ona nigdy nie płakała z radości czy smutku. A dziś na pewno nie będzie "pokazu" z serii "jestem biedna, nie chcę do izolatki". Który lekarz się dziś trafi? Zauważyła Hope i lekko się uśmiechnęła.
- Kochanie, wciąż tyjesz! - rzekła szeptem prosto do jej ucha, gdy już do niej podeszła, aby przytulić ją nad wyraz serdecznie. Chciała to oczywiście zrobić na pokaz, wszak Sophie, bo ona dziś prowadziła terapie, musiała zauważyć, że z a l e ż y jej na ludziach. Nie tylko na jednorazowych przygodach. Gdy puściła ją z objęć, zakręciła się w kółko i demonstracyjnie padła na miękkie krzesło.
- Sophie, jakże miło Cię widzieć, aż się stęskniłam! Przekonywałaś Hope, aby dalej chudła? - spytała, siadając po turecku. Uderzyła dłonią w swoje kolano - Strasznie przytyła przez to szpitalne jedzenie. Powtarzałam jej, że nikt jej nie zechce, jeśli tknie te kopytka. A każdy przecież pragnie miłości, nie? Hope? - spojrzała w stronę współlokatorki.

6Sala "Słoneczko" Empty Re: Sala "Słoneczko" Sro Cze 29, 2011 6:17 pm

Jane Page

Jane Page

Wszystkiego najnormalniejszego Jane! Nie, nie żeby spędzanie dziewiętnastych urodzin w psychiatryku było normalne, ale trudno, no. Głębiej się nad tym zastanawiając wypadałoby przygotować się na ewentualność spędzenia tutaj już każdych, ale to literalnie każdych urodzin poprzedzających jej smutną, paskudną i prawdopodobnie – bardzo widowiskową śmierć. Może nawet ujrzy ją osobiście, przedpremierowo?
Jedno było pewne, wyraz jej twarzy nie prezentował się nazbyt przyjacielsko i zachęcająco. Zbliżał się finał trzeciego miesiąca spędzonego w tej zacnej placówce, czas upływał obrzydliwie wolno i męcząco, z dnia na dzień przeciągał się coraz bardziej i wywierał coraz większe piętno na jej psychice, czyniąc ją znacznie bardziej nienormalną niż w dniu przybycia. Uśmiechnęła się sardonicznie sama do siebie. Tak, oh bosko, jej pierwsza terapia grupowa. Po pierwsze, nigdy nie przyszłaby tutaj z własnej inicjatywy, odkąd się tutaj pojawiła nie spotykała nikogo, do nikogo się nie zbliżała wierząc, że tym samym ocali się od znienormalnienia. To jasne, że ostatecznie trzeba było zniszczyć wszelkie jej wysiłki i sugestywnie zachęcić (żeby nie powiedzieć: zmusić) do pojawienia się w jakimś o-ja-pieprzę, w jakimś „Słoneczku”. Nazwanie Sali u czubków „Słoneczkiem” wróży po prostu ŹLE.
Drogę do najodleglejszego kąta Sali przebyła z maksymalną prędkością, jaką tylko mogła narzucić sobie byleby tylko nie zakłuć nikogo we wrażliwe oczka. Usiadła tam niezwykle ostrożnie wyrażając swoją pogardę wobec ściany, o którą miała się oprzeć, po czym bez większego skrępowania rozpuściła rudoczerwone, płomienne włosy, które w teorii miały ją częściowo zasłonić. Ale impreza.

7Sala "Słoneczko" Empty Re: Sala "Słoneczko" Sro Cze 29, 2011 7:14 pm

Sophie Raven-Springfield

Sophie Raven-Springfield

✠psychiatra✠



Wybaczcie, ze tak krótko, nie mam chwilowo czasu. Następny, przyrzekam będzie dłuuugi Smile

Sophie niestety nie spojrzała na zegarek i o terapii grupowej przypomniała sobie właśnie w momencie pojawienia się Meredith. A także słodkiej dogryzce jaką od razu poczęstowała Hope. Wstała więc dość szybko i zajęła miejsce miejsce między nią, a Meredith (zakładając, ze tam gdzieś mniej więcej Mer usiadła).
- Witaj Meredith. Powiem ci, że wręcz przeciwnie. Uważasz, że jest za gruba? - spytała, odwracając się w jej stronę. Wciąż nie rozumiała celu takowego ułożenia w pokojach jakie zarządził dyrektor. Były bezsensowne. Anorektyczka i Socjopatka w jednym pokoju? To wprost śmieszne.Uśmiechnęła się jeszcze krótko do nowo przybyłej Jane, z którą to jeszcze nie miała sposobności rozmawiać. Oczywiście, ani nie śmiała ją ignorować. Miała pójść na drugi ogień. Sophie, bardzo mało o niej wiedziała. Wiedziała, że ma BPD. Wczoraj nawet w ramach przypomnienia otworzyła swój podręcznik. "Zaburzenie wymaga wielokierunkowego leczenia, długoletnich psychoterapii, a niekiedy też hospitalizacji.", brzmiały słowa. Niektórzy zaburzenie to nazywają osobowością pograniczną, wedle teorii Kernberga. Leczenie miało się opierać na terapiach DBT, TFT i SFT. A więc zobaczymy.

8Sala "Słoneczko" Empty Re: Sala "Słoneczko" Sro Cze 29, 2011 7:43 pm

River Royston

River Royston

Matko najświętsza, byłby zapomniał o tak wyjątkowym wydarzeniu jakim miała być terapia grupowa! Biedaczek tak był pochłonięty pierw terroryzowaniem anorektyczki, a później dalszym zabawom w towarzystwie Chairy, że o tym zupełnie zapomniał. Ale szczęśliwie się składało, że dziewczyna pojechała sobie na jakąś przepustkę, a do niego dotarło, że dziś miała być grupowa terapia! Przecież to była cudowna okazja, żeby sobie posłuchać jaki ciężki los mieli Ci psychole stąd. Nie żeby empatycznie chciał im zacząć współczuć, raczej dzięki takim spotkaniom, mógł się dowiedzieć jakichś ciekawostek. A ich nigdy za wiele.
Po drodze dorwał jakiś długopis, a dokładniej to zwinął go jakiemuś chłopakowi, który skupił uwagę na jakiejś lekarce. I podrzucając sobie owy przedmiot, dotarł do słoneczkowej sali.
Co za cudowna nazwa! Idealnie pasowała do promiennego Riverka.
Na tą okazję nawet założył wielki słomiany kapelusz! Nie, nie był jego, ale jedna z dziewczyn od której go pożyczył, na pewno nie będzie mieć nic przeciwko.
Mocno pociągnął za klamkę i głośno wszedł do pomieszczenia. O proszę, już na niego czekali. Co więcej i panna Henderson się tu pojawiła. Jeszcze wyglądała na przemokniętą, widać dopiero co uratowano ją z pomieszczenia, w którym okropnym zbiegiem okoliczności, Riverek i Chaira ją zamknęli. Czyli nie udało się jej podpalić, a to pech.
Przyłożył lewą rękę do ust, by zaraz puścić Hope buziaka w powietrze, a do tego jakoś dziwnie się uśmiechnął. Na resztę nie zwrócił wielkiej uwagi, ale widział, że jest tam Mer i lekareczka. Jednak chłopak nie zwlekając, zajął sobie jakieś wolne miejsce na pierwszym lepszym krzesełku. Tak się składało, że obok jakiejś rudej dziewczyny. Coś ją słabo znał. Nie szkodzi!
- Wiesz, że byłem kiedyś tatuażystą? - oświadczył i o nic nie pytając przyłożył długopis do jej ręki i zaczął coś na niej kreślić. Były to niewątpliwie niesłychane bohomazy.
- To paskudna kłamczucha, dziś się objadała czekoladkami, sam widziałem - powiedział cicho do dziewczyny którą tatuował. W końcu oderwał spojrzenie od niej i skierował je na anorektyczkę.
- Później Cię też mogę poczęstować - i znów ten jego dziwny uśmieszek. Nie, w tej chwili nic nie planował, w końcu już się pobawił kosztem Hope, więc teraz najchętniej wybrałby sobie kogoś innego.

http://czarodzieje.my-rpg.com

9Sala "Słoneczko" Empty Re: Sala "Słoneczko" Sro Cze 29, 2011 8:29 pm

Jane Page

Jane Page

Jane przymknęła powieki i wzięła głęboki wdech, oddelegowując swoje myśli w stronę jej ukochanego iPod’a, którego krawędzi wedle regulaminu były zbyt ostre i niebezpieczne dla zdrowia jej i innych. Miała cichą nadzieję na to, że przestrzeganie zasady „nie obserwuj, nie odzywaj się, nie słuchaj” będzie wystarczało. Ależ to był wprost szokujący przejaw naiwności, cechy, o której posiadanie nigdy dotąd się nie posądzała. Z jej ust już niemal wytaczała się ochronna gwardia „O kurew” i innych matek od ratowania z zasięgu psycholi, ale gdy jakiś czub w słomianym kapeluszu ruszył prosto na nią, było już za późno. Spojrzenie pełne niesmaku było dlań niewystarczającym sygnałem do odwrotu. Biedna Jane niczym pierdolonyzajebiściewyluzowanylotosnataflijeziora siedziała i patrzyła na to, jak ten chłopaczek mazał jakieś-coś na jej ręce. Przez ułamek sekundy dostrzegła w tym głębszy sens, wszak kontrolowała teraz swój umysł przy użyciu wszystkich rezerw energii i cierpliwości, każda cząsteczka jej istnienia, komórka neuron, po prostu wszystko uczestniczyło w tej arcytrudnej próbie samokontroli. Brak agresywnej reakcji z jej strony był przejawem wielkiej siły charakteru i samokontroli. Fajnie, tylko czy to faktycznie przyniesie jakieś profity, czy w rzeczywistości dzięki temu będzie miała większy wpływ na kierowanie sobą podczas napadów towarzyszących wizjom? Kto, kto jadł te czekoladki? Zacisnęła powieki mocniej, aż była gotowa na to, by hardo spojrzeć na tego.. Kogoś.
-Nie, ale mam zajebisty tatuaż. – odparła nad wyraz uprzejmie, bez większych emocji myśląc sobie o tym, że przez najbliższy czas nie uda się jej go rozbudować. Och, no trudno. Spojrzała na swoją rękę zastanawiając się nad tym, jak się jej ta siła tworząca świat odpłaci za to, jak musiała teraz cierpieć.
-Nie lubię czekoladek. – zauważyła. Tak żeby nigdy nie przyszło nikomu do głowy jej częstować.

10Sala "Słoneczko" Empty Re: Sala "Słoneczko" Czw Cze 30, 2011 8:08 am

Hope Henderson

Hope Henderson

Hope przestraszyła się, gdy usłyszała, że wchodzi tu więcej osób. Dopiero po chwili zrozumiała, że akurat nadejść pora terapii grupowych, których ona tak nie znosiła! Marjorie, jak mogłaś o tym zapomnieć! - skarciła siebie w duchu. Ale dobrze też wiedziała, że gdyby nie ten... incydent w sali gimnastycznej, to przyszłaby tu w innym nastroju. Że też ci wszyscy ludzie musieli ją oglądać w takim stanie! Najchętniej stałaby się niewidzialna, gdyby mogła. Albo zmalałaby do rozmiarów Calineczki i również mało kto by ją widział.
Meredith. Idealna Meredith. Hope chciała być, jak ona, dążyła do tego, nie zdając sobie sprawy z tego, że to niemożliwe.
Przytuliła mnie, przytuliła... Panna Henderson nie posiadała się z radości z owego faktu i sama oddała uścisk swymi rękami tak mocno, jak tylko potrafiła (czyli słabo, cóż), nie zdając sobie nawet sprawy z tego, jak dziwnie musiało to wyglądać.
Marjorie, musisz więcej ćwiczyć, przytyłaś! Jak Meredith tak mówi, to to jest prawda, musisz ćwiczyć, musisz przestać jeść. Powtarzała tak sobie w myślach jak jakąś mantrę. I dlaczego Meredith już sobie poszła, dlaczego ją zostawiła, myślała o tym, gdy tylko uścisk zniknął, ręce Hope opadły bezwładnie, a dziewczynie znowu zrobiło się zimno. Przez to nawet nie dosłyszała słów Sophie, jakoby Hope miała być za chuda. I dobrze, bo pewnie anorektyczka zaczęłaby temu zaprzeczać w swojej nieświadomości.
Rozejrzała się po sali, a wtedy zauważyła wchodzącego Rivera, który... przesyłał jej całusa? Nie, musiało jej się to przywidzieć. Hope uznała to za przywidzenie, a następnie odwróciła się znowu tak, by siedzieć prosto.
Wiedziała już, że ten dzień nie skończy się dobrze.

11Sala "Słoneczko" Empty Re: Sala "Słoneczko" Pon Lip 04, 2011 4:25 pm

Sophie Raven-Springfield

Sophie Raven-Springfield

✠psychiatra✠



- Dobrze, już wystarczy! - powiedziała na tyle głośno, aby wszyscy ją usłyszeli. O ile oczywiście którekolwiek z nich miało na to ochotę. Na szczęście, bieg terapii nie zależał od nich.
- Skoro jest już większość, zaczniemy. Na początek, proszę, aby River zajął miejsce między mną, a Hope. Tak tam się miło zrobiło, że aż chciałabym roznieść tą atmosferę. - oświadczyła, przyglądając się 'tatuażowi" Jane. Właściwie, nieco zdziwiła ją spokojna reakcja dziewczyny względem River'a, spodziewała się raczej jakiegoś wybuchu.
Wolała mieć bliżej siebie Riverka i móc kontrolować jego wyczyny. Szczególnie, że jako osoba posiadająca dobry słuch mogła usłyszeć ciekawe szepty chłopaka względem Henderson. Pomyślała sobie właśnie, patrząc na niego, że to właśnie on zostanie tutaj na dłużej. Czekała wciąż na odpowiedź Meredith, która najwyraźniej jej nie słyszała, albo słyszeć nie chciała.
Swoja drogą, cała ta terapia było wyjątkowym bezsensem. Sama Sophie należała do grona osób, które uważały, że terapia grupowa ma sens tylko tedy, gdy osoby w niej uczestniczące mają ten sam problem. Np. terapia grupowa dla alkoholików, narkomanów. Łatwiej jest się im zwierzać, mówić i przyznawać to problemu kiedy zdają sobie sprawę, ze nie są jedyni, ze są jeszcze ludzi, którzy mają podobne doświadczenia i sytuacje do nich. Wtedy każdy chce iść do przodu, razem jest raźniej, z tygodnia an tydzień coraz lepiej. No i wsparcie. A terapia dla zupełnie innych chorób? Wygląda to tak: zamknięta w sobie anorektyczka jest ze wszystkich stron atakowana i raniona przez inne osoby. Jest ona czymś (nie żebym śmiała nazwać Hope rzeczą), co pozwala wyzbyć się nadmiaru emocji dla reszty pacjentów. oni się wyżywają jeszcze bardziej pogarszając nie tylko swój ale i jej stan. Dlatego powtarzam następny raz: Soph była bardzo przeciwko, a jeśli już musiała być terapia to tylko podzielona na mniejsze grupki z podobnymi symptomami. I zamierzała to wkrótce przedyskutować z dyrektorem. Ostatecznie, ma coś chyba tutaj do powiedzenia?
- Dobrze. W takim razie chciałabym zacząć od... Jane. Jane, powiedz nam co ostatnio robiłaś. - powiedziała. Aż miała ochotę założyć się z kimś jaka będzie jej odpowiedź miała stuprocentową pewność wygranej

12Sala "Słoneczko" Empty Re: Sala "Słoneczko" Wto Lip 05, 2011 1:25 pm

River Royston

River Royston

Tatuaż który tworzył, był prosty. W końcu nie chciało mu się jakoś bardzo przecież. A poza tym, nigdy nie był dobry z rysowania. No nie ważne, tak czy owak, na jej ręce powstał wyjątkowy i niepowtarzalny strach na wróble! Chciał też dorysować na nim ptaki, ale to już była zbyt wysoka szkoła. Tak więc zrobił jej stracha na wróble, bez wróbli. Kiedy skończył podrzucił wysoko długopis i ładnie ponownie go złapał.
- Najlepszy! Aha, jeszcze podpis! – dodał i szybko wypisał swoje imię pod obrazkiem. Wszakże przy wielkim dziele nie mogło zabraknąć podpisu. – Mogę Ci też dać autograf na dekolcie jakbyś chciała – rzekł rzucając okiem w stronę tej partii Jane’owego ciała. Zwykle gwiazdy przecież dawały swoim fanką podpisy na biuście, a on przecież był prawdziwą gwiazdą tego szpitala! Swoją propozycję wypowiedział, kiedy to sobie właśnie kolejny raz podrzucał owy przedmiot. Nim zdążył wykonać jakikolwiek ruch więcej, jak choćby podniesienie długopisu, który już się toczył po posadzce, przemówiła do niego lekareczka. Podniósł więc wzrok, odchylając nieco do tyłu swój wielki słomiany kapelusz, aby spojrzeć gdzie teraz ma zając miejsce. Oczywiście szeroko się uśmiechnął widząc, że będzie siedzieć między Sophie, a Hope. Pierw jednak podniósł pisak, a później jeszcze nachylił w stronę rudowłosej, by coś jej szepnąć na ucho.
- Bo nie jadłaś Holenderskiej – odpowiedział wracając do tego co dziewczyna powiedziała, nim Lauritz na dobre odszedł. Hope mówiła to samo! Tylko, że jej powiedział, że ma szwajcarską czekoladę. W Riverkowym świecie wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie, nawet pochodzenie słodyczy, które dostawał! Ale to nie był koniec jego tajnej wiadomości. Dwukrotnie uderzył lekko końcówką długopisu o nagie ciało dziewczyny, które odsłaniał dekolt w bluzce. – A tu miałabyś podpis o który biłaby się połowa tego szpitala – dodał zupełnie pewnym tonem, po czym odsunął się od dziewczyny i dał pisak do kieszeni. Wstał na równe nogi, a do tego rozłożył ręce na boki.
- Jak wy się sprzeczacie o moje towarzystwo! – Uznał na to, iż Sophie życzy sobie, by ten siedział tuż przy niej. Z resztą to zupełnie było zrozumiałe. W końcu był najciekawszym pacjentem. Chłopak ruszył w ich stronę, zostawiając dziewczynę, której narysował stracha na wróble bez wróbli. Jednak Riverek szedł po posadzce wpatrując się w łączenia paneli na podłodze, próbując iść po ich linii. Z rękoma rozłożonymi przemieszczał się, łapiąc równowagę. W końcu dotarł do wskazanego miejsca, na co ukłonił się, zdejmując z głowy kapelusz. Szybko po tym zajął swoje miejsce, między Hope, a Sophie.
- Chcesz przymierzyć? Będziesz bardziej słoneczna – Zapytał lekarkę, do której od razu się obrócił, potrząsając w dłoniach słomianym kapeluszem. Właściwie nie chciał czekać na jej odpowiedz, chciał zobaczyć jak będzie w nim wyglądać. Dlatego też nim cokolwiek odpowiedziała, szybko wrzucił jej go na głowę, przyglądając się efektowi.

http://czarodzieje.my-rpg.com

13Sala "Słoneczko" Empty Re: Sala "Słoneczko" Sro Lip 06, 2011 2:58 pm

Audrey Hamilton

Audrey Hamilton

Sama nie wiedziała, po co przywlekły ją tutaj jej własne nogi. Jeszcze kilka minut wcześniej była pewna, że po dobroci nie wejdzie do tej sali, nie będzie słuchać tych bredni i z całą pewnością nie pozwoli sobie na rozmowę z śliczną panią doktor przy reszcie tych wariatów. Zmiana nastroju nie była niczym dziwnym w przypadku Rey, także zwyczajnie wygramoliła się z łóżka i pomaszerowała w znanym kierunku. Była spóźniona. Ba. Terapia pewnie już się zaczęła, a inni rozsiedli w wygodnych miejscach. Cóż, mówi się trudno. Pogłośniła niego Welcome to the jungle, uśmiechając się do migoczącego odtwarzacza. Tytuł piosenki idealnie pasował do sytuacji. Nim jednak przestąpiła próg „Słoneczka”, wyciągnęła z prawego ucha słuchawkę. Przyzwyczaiła się do tego, że zwykle padała prośba albo i nakaz wyłączenia muzyki w trakcie terapii. W ramach kompromisu zgadzała się na wyciągnięcie słuchawki z jednego ucha. Pewnie według obiektywnego obserwatora byłby to krok naprzód. Coś na kształt postępu w chorobie. Podświadomość Audrey miała odmienną perspektywę. Zgadzając się na pewne reguły, ograniczała kontakt z panią doktor. Nie musiała grać pod dyktando Sophie przy wszystkich. Zdecydowanie nie lubiła tańczyć pod obcy takt, ani publicznie obnażać się z swoich uczuć.
Bez pukania, czy jakichkolwiek przeprosin weszła do sali. Ot, chwyciła za klamkę, pociągnęła drzwi i weszła do środka. Żadna filozofia. Przejechała obojętnym wzrokiem po wszystkich zebranych, po czym usiadła na byłym miejscu Rivera. Nie zamierzała zabierać głosu, jeśli nie było takiej potrzeby. Bo i po co? Wokół byli sami szaleńcy, z nią samą włącznie. A terapeutka? Zgadzając się na taką pracę też nie mogła być normalna. Więc, lepiej było milczeć. O wiele, wiele lepiej.

14Sala "Słoneczko" Empty Re: Sala "Słoneczko" Pon Lip 11, 2011 3:16 pm

Charlie Morrigan

Charlie Morrigan

Terapia grupowa. Na sam dźwięk tego słowa Charlie odczuwał coś jakby wszechogarniającą go niechęć. "Podczas terapii nie wolno jeść, pić, ani tym bardziej używać zakazanych na terenie całego szpitala środków odurzających, zrozumiałeś Charlie?" - brzmiały pierwsze słowa jakie usłyszał po tygodniowym pobycie w placówce. Innymi słowy na czas trwania terapii było zakazane wszystko co poniekąd wiązało się z czynnościami potrzebnymi do prawidłowego funkcjonowania organizmu Charliego. Dziwiło go jedynie, że nie zabroniono także oddychania, ale pod naciskiem srogiego spojrzenia niektórych psychiatrów, nie trzeba było wygłaszać tego zakazu otwarcie. Co prawda Charlie jako osoba zupełnie, no dobra może nie tak zupełnie, ale w każdym razie osoba zdrowa, nie miał przymusu uczestniczenia w takowych zajęciach, nie mniej jednak aby utrzymać chociaż pozory bycia chorym, musiał pojawić się na co dwóch, ewentualnie co trzech terapiach. Jednak dzisiaj zupełnie nie miał na nią ochoty. Od samego rana buzowało w nim coś jakby niezbyt szczelnie zamknięta skrzynka z życiową energią, która lada moment mogła wybuchną i co za tym idzie spowodować samozapłon u innych pacjentów. Psychiatrzy musieli więc zrozumieć, że Charlie wyczuł w swej osobie zagrożenie dla życia innych mieszkańców tej placówki i mając na uwadze ich i tak już mocno naruszoną psychikę, nie pojawił się na zajęciach. A raczej taki miał zamiar, do póki nie znudził się swoim towarzystwem i nie stwierdził, że zadawanie pytań na które zna się odpowiedź nie ma najmniejszego sensu. Postanowił więc sprowadzić sobie towarzysza. Szybko przeleciał w myślach listę pacjentów szpitala, w poszukiwaniu odpowiedniego na tę chwilę towarzysza i po dokonaniu wyboru, skierował się ku sali "słoneczko".
- Dobry - rzucił w drzwiach, kłaniając się uniżenie, niemalże dotykając czołem dywanu i dodał z zadziwiająco poważną miną - Ja po koleżankę.
Po tych słowach skierował się w stronę Audrey i z równie zadziwiającą lekkością, podniósł ją z miejsca i przerzucił przez ramię niczym ręcznik. Tak, zwyczajnie ją wyniósł. Co? Nie spodziewaliście się, że jest taki silny co? No i mieliście racje, bo zaraz za drzwiami sali, gdy je rzecz jasna zamknął, postawił Rey na podłodze i przybierając pozycje niemalże embrionalną, lub jak kto woli zataczając się, złapał ją za rękę:
- Idziemy sobie od nich - mruknął, rozcierając obolałe plecy.

15Sala "Słoneczko" Empty Re: Sala "Słoneczko" Pon Lip 11, 2011 3:28 pm

Sophie Raven-Springfield

Sophie Raven-Springfield

✠psychiatra✠



Soph też za bardzo nie przepadała za terapiami grupowymi. Było juz o tym zresztą wspominane wcześniej. Będąc z człowiekiem sam, na sam rozmowa wyglądała diametralnie inaczej. Zdjęła z głowy słomiany kapelusz i podała go River'owi.
- Uznajmy więc, że osoba, która ma w tym momencie kapelusz będzie mówiła. Zaczniemy od River'a, a potem kapelusz pójdzie dalej. Tak więc, odpowiedz na pytanie jakie zadałam wcześniej Jane. Z pewnością je słyszałeś. - zwróciła się do chłopaka.
Wszyscy Ci, którzy liczyli, że opuszzą sale niezauważeni byli w blędzie. Bowiem odkąd rozpoczęła się terpaia, pod drzwiami stali dwaj strażnicy mający łapać ewentualnych uciekinierów. I tak, potrafią biegać bardzo szybko.
Każda terapia grupowa powinna rozpocząć się raz, od uspokojenia pacjentów. Dwa, odpowiedzeniu sobie na proste pytane. I trzy, zakończyć wnioskiem, który być może nie odrazu dotrze do pacjenta.
- Witam Cię Audrey - przywitała dziewczynę, zamierzając zapytac ja wkrótce o powód jej przybycia.
Zatrzymując chwilowo wzrok na Dominicu ponownie poczuła przypływ złości związany z przydzieleniem grup terapeutycznych. Już w myślach widziała siebie u dyrektora, ustając podział na dwie grupy. Tak. Tym razem nie odpuści.
W tym momencie do sali zawitał kolejny gość. No proszę, z minuty na minutę było ich coraz więcej. Chłopak przywitał się i najwyraźniej doszedł do wniosku, że perfidnie przed oczami psychiatry zabierze sobie koleżanke na romantyczny (?) spacer,
- Tylko widzisz, twoja koleżanka jest teraz troche zajęta. Ale widzę, że się nudzisz. W takim razie, proszę bardzo - rzekła wstając z miejsca i wskazując mu miejsce po swojej prawej stronie (jesli juz tam ktos siedzi to niech krzyczy, bo niestety nie pamiętam). Chłopak jednak nie dość, że jej nie odpowiedział to na dodatek wyszedł z koleżanka w ramionach. Czyżby myslał, że placówka psychiatryczna nie ma zadnej ochrony? Że może sobie ot tak wyjść z terapii ipocałowac wszystkich w wiadome miejsce? No to był troche naiwny. Bowiem Soph sądząc, że oddalili sie już daleko, w swoim małym urządzonku przycisnęła czerwony guziczek. I tylko już czekała, aż ponownie wrócą tym razem oboje w objęciach ochrony.
- Witamy ponownie - powiedziała, widząc ich w drzwiach.

16Sala "Słoneczko" Empty Re: Sala "Słoneczko" Pon Lip 11, 2011 4:25 pm

Audrey Hamilton

Audrey Hamilton

Na powitanie zareagowała jedynie ledwo widocznym skinieniem głowy. Patrząc wówczas jednak prosto w oczy lekarki, by mieć pewność, że gest został mimo wszystko zauważony. Przez krótki, króciuteńki moment upchnęła ten dzień do szuflady tych nie do odratowania. Terapia, potem grzeczny powrót do pokoju. W dodatku ta pogoda. Nic nie zapowiadało tego, co się stało. A tu nagle wpadł huragan czyt. Charlie, porwał ją bez zapytania o zgodę i wyniósł na chuderlawych ramionach za próg sali. Cóż, miał całkowitą rację, nie spodziewała się po nim takiego fizycznego wyczynu. Co z tego, jeśli zaraz po zamknięciu drzwi był niemal złamany wpół? Nie wspominając już o nadbiegających krokach ochrony. Spojrzała na niego pytająco, unosząc jedną z brwi. Cokolwiek się tu działo, z całą pewnością nie było normalne. I nieważne, że to był przecież szpital psychiatryczny. Oczekiwała odpowiedzi. Klarownych i w miarę logicznych. Na całe swoje szczęście Charlie miał dobrą wymówkę na swój braku odpowiedzi.
- Chyba mamy problem.
Zauważyła jakże bystrze, bezczelnie wskazując palcem dwóch zdyszanych ochroniarzy. Z tymi bicepsami przypominali raczej parę małych byczków zamiast ludzi. Przekrzywiła głowę na bok i uśmiechnęła się tak, jak te dziwnie plastikowe dzieciątka w reklamach płatków śniadaniowych. Niewiele to jednak dało. Kątem oka zauważyła jedynie, że pokręcona czupryna Morringana znika za rogiem, a dźwięk jego półkrzyku odbija się od ścian. Nie była wstanie zrozumieć tego, co próbował jej przekazać, ale zrozumiała aluzję ucieczki. Drugi raz tego przedziwnego dnia pozwoliła siłom wyższym i silniejszym podnieść się w górę. Tym razem nie zamierzała już jednak znieść tego ze stoickim spokojem. Wykonując piruet w ramionach jakiegoś piegowatego rudzielca o krzywych jedynkach, przekręciła się w taki sposób by wymierzyć temu drugiemu osiłkowi kopnięcie prosto w krzywy nos. Lekcje baletu okazały się przydatne. Znów w jej uszach zadźwięczał krzyk. Tym razem bardziej chrapliwy i głośniejszy. Słuchawki oplotły jej szyję w niewygodny sposób, ale całe te zamieszanie było warte. Rzadko kiedy używała mięśni. Jeszcze rzadziej atakowała kogoś tak bezpośrednio, że twarz owego osobnika pokrywała krew. Tak, ten dzień z pewnością nie był zwyczajny. Dalszy chaos powstały na korytarzu niestety bądź stety, – zależnie od punktu widzenia - ominął Audrey. Rudzielec oplótł ją mocnym uściskiem by nie mogła choćby jęknąć i nie odstawił z powrotem nawet we wnętrzu sali, czekając na rozkaz Sophie.
- Też miło panią znowu widzieć – odparła na wyraźnym braku tlenu, zastanawiając się, dokąd zdążył dobrnąć Charlie w czasie jaki mu kupiła. Sama nie wiedziała jak to się stało, że tak skrajne osobowości polubiły swoje towarzystwo. Przecież ona, czyli beznamiętność bez dna i on – wulkan energii, hipotetycznie powinni się pozabijać po spędzeniu w zamkniętym pokoju kilku minut. Ku zdziwieniu ogółu i przede wszystkim samej Rey, rzeczywistość okazała się zgoła inna. Zaryzykowała dla niego. Zostało już tylko jedno pytanie: było warto?

17Sala "Słoneczko" Empty Re: Sala "Słoneczko" Wto Lip 12, 2011 8:10 pm

Charlie Morrigan

Charlie Morrigan

Nie ma to jak niespodziewane zwroty akcji. No powiedzcie, czy jakikolwiek film, albo książka mógłby się bez takowych obyć? Nawet w dramacie, którego akcja zdaje się pozornie, ale tylko pozornie, praktycznie nie posuwać do przodu, zdarzają się momenty, których nie przewidziałby nawet najbardziej wnikliwy czytelnik. Tak i było w życiu Charliego, które składało się głównie z takich zupełnie nieoczekiwanych zwrotów akcji. W jednej chwili skupiał całą swoją uwagę na rozcieraniu obolałych kości, a już w drugiej gnał przez korytarz niczym słynny Asterix po zażyciu napoju magicznego, nucąc przy tym motyw z "Mission Imposible". Na szczęście w porę przypomniał sobie o tym, że była z nim także Audrey. Jak przez mgłę przemknęła mu jej wypowiedź. Spowodowane to było może po trochu jego nieogarnięciem, ale też tym, że widząc nadbiegających ochroniarzy, całkowicie wyłączył myślenie na temat dobiegających go dźwięków i skupił się na ucieczce. Nie zamierzał jednak tracić cennych sekund na odwrócenie się, a powrót po przyjaciółkę oznaczał zwyczajne samobójstwo. Charlie nie mógł wiedzieć, że dziewczyna ćwiczyła w przeszłości balet, z pomocą którego właśnie obezwładniła jednego z przeciwników, ale głęboko wierzył w to, że i jej uda się uciec. No cóż, większość myśli Charliego jest równie naiwna.
- Wieeeeeeeeeej! - krzyknął tylko, aby mieć pewność, że dziewczyna wie co robić, po czym przyspieszył. Biegł mijając resztę sal terapii grupowych, potem gabinety, a na końcu pracownie. Starał się utrzymać równe tempo, ale z każdym kolejnym zakrętem odległość od ścigającego go ochroniarza niebezpiecznie malała.
- A wystarczyło nauczyć się biegać w dobrym czasie po kopercie -mruknął, ocierając ramieniem o któryś z kolei róg.
Zatrzymał się dopiero na schodach, ale tylko na ułamek sekundy, by sprawdzić czyja sylwetka wyłoni się z głębi korytarza. Do tej pory był niemal pewny, że Rey podąża za nim, jednak ociężałe, głuche tupnięcia, wyprowadziły go z błędu. Szybko odwrócił się w stronę schodów, nie mogąc się zdecydować, czy iść w górę czy w dół. Niestety szybkie podejmowanie trafnych decyzji nie było jego najmocniejszą stroną. Wybrał górę. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Charlie może i był idiotą, ale idiotą, którego choćby na chwilę nie opuszczało szczęście. Biegnąc niczym kozica przez kolejne stopnie, zahaczył o dywanik, znajdujący się na ich szczycie i niezbyt świadomie zrzucił go pod nogi biegnącego za nim osiłka. Monstrum runęło jak długie przez dobre siedem schodków, wywołując przy tym huk podobny do wybuchu wulkanu. Zaciekawiony tym dźwiękiem Charlie odwrócił się na pięcie i skwitował przepiękny widok chaotycznym, niemalże diabolicznym śmiechem.
- Czekaj stary, nie ruszaj się... ta chwila wymaga uwiecznienia - z szerokim wyszczerzem na twarzy zabrał się za szukanie nie wielkiej cyfrówki, kolejnego nielegalnego przedmiotu, który udało mu się nabyć za pośrednictwem pewnych źródeł. Nim jednak błysła lampa, dłoń trzymająca aparat uniosła się ku górze, a wraz z nią reszta chuderlawego ciała Charliego.
- No proszę co my tu mamy... - usłyszał głos za sobą, należący do innego ochroniarza - próba ucieczki i do tego posiadanie nielegalnych przedmiotów. Może powinienem też dorzucić umyślne uszkodzenie ciała pracownika szpitala?
I tak oto Charlie stracił i wolność i cyfrówkę. Już drugi raz nie przywitał się z panią psycholog, lecz obrażony na cały świat usiadł na podłodze w siadzie skrzyżnym i zaczął się kołysać. W przód i w tył. W przód i w tył. Nie odezwał się aż do końca zajęć.

(Przepraszam za bezsensowność tego posta itp itd, ale postanowiłam, że mimo braku weny muszę odpisać, bo jutro nie znajdę na to czasu. Napisałam, że się nie odezwał również dlatego, że wyjeżdżam, a sesja zapewne skończy się przed moim powrotem.)

18Sala "Słoneczko" Empty Re: Sala "Słoneczko" Czw Lip 21, 2011 5:51 pm

Mistrz Gry

Mistrz Gry

Terapia grupowa trwała i trwała, a żadnych wniosków nikt nie wyciągał! Wszyscy powinni złapać się za głowę, a następnie zacząć krzyczeć i uciekać we wszystkie możliwe strony. Lekarze dawali z siebie wszystko, lecz widać było za mało. Chyba pozwolicie, aby cudowne zrządzenie losu przerwało tę sielankę? Mówi się, że wszystko co nielegalne wkrótce zostanie zauważone i nie warto ryzykować. Nasi pacjenci aż za często nie bali się prawa, usprawiedliwiając się swoim wariactwem. Ach, pardon! Większość do owego szaleństwa zupełnie się nie przyznawała! Ciekawe kto właśnie kołysał się w kącie lub udawał, że jest zacnym tatuażystą? Czas w końcu zacząć się porządnie bawić ludzkim losem, a nie szerzyć szaleństwo. W końcu im dłużej będziecie gadać, tym i lekarze sfiksują!
Tak samo jak nasz kochany dyrektor. Każdy go zna. Przecież zarówno Charcie, Audrey jak i pani doktór rozmawiali z nim w pierwszym dniu. Pokazywał Wam również szpital! I nie kręcicie głowami, że tak nie było, każde z Was jest nałogowym kłamczuchem. Lecz nie czas na moje osądy, moje drogie dzieci. Do dziś pewnie pamiętacie smak pysznych imbirowych ciastek, no może oprócz Hope, która wspaniałomyślnie wolała wszystko wypluć do kieszonki. A herbata? Wtedy znajdowała się w ciepłym dzbanuszku w kremowym kolorze. A jego sympatyczny głos? Och, nie dziś kochani! Ta bajka przestała już dawno trwać, dokładniej dwadzieścia dwie minut temu. Dyrektor, choć już w podeszłym wieku, zjawił się w trzydzieści sekund na pierwszym piętrze. Sapał ze zmęczenia i był cały czerwony ze złości. Niektórzy schizofrenicy mogą określić, że aż para tryskała mu z uszu oraz nosa. Oparł się o framugę, próbując złapać oddech.
- Moje dzieci?! – krzyknął oskarżycielsko, idąc w stronę środka kółka. Zapewne nikt nie wiedział, o co chodzi, lecz dyrektor był niesamowicie zdenerwowany. Skinął na Sophie, która zapewne zaraz będzie chciała go uspokoić. – Moje dzieci?!?! – powtórzył, wydzierając się na cały szpital. – Które z Was miało czelność igrać z prawem na terenie tego szpitala?! – ryknął. Czyżby wizyta policji nie miała na celu wypić z nim herbatki i porozmawiać o Królowej Elżbiecie II? Och, biedne dzieciaki, co one sobie teraz muszą myśleć.
- Kto!

Sponsored content



Powrót do góry  Wiadomość [Strona 1 z 1]

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach