Nie ma to jak niespodziewane zwroty akcji. No powiedzcie, czy jakikolwiek film, albo książka mógłby się bez takowych obyć? Nawet w dramacie, którego akcja zdaje się pozornie, ale tylko pozornie, praktycznie nie posuwać do przodu, zdarzają się momenty, których nie przewidziałby nawet najbardziej wnikliwy czytelnik. Tak i było w życiu Charliego, które składało się głównie z takich zupełnie nieoczekiwanych zwrotów akcji. W jednej chwili skupiał całą swoją uwagę na rozcieraniu obolałych kości, a już w drugiej gnał przez korytarz niczym słynny Asterix po zażyciu napoju magicznego, nucąc przy tym motyw z "Mission Imposible". Na szczęście w porę przypomniał sobie o tym, że była z nim także Audrey. Jak przez mgłę przemknęła mu jej wypowiedź. Spowodowane to było może po trochu jego nieogarnięciem, ale też tym, że widząc nadbiegających ochroniarzy, całkowicie wyłączył myślenie na temat dobiegających go dźwięków i skupił się na ucieczce. Nie zamierzał jednak tracić cennych sekund na odwrócenie się, a powrót po przyjaciółkę oznaczał zwyczajne samobójstwo. Charlie nie mógł wiedzieć, że dziewczyna ćwiczyła w przeszłości balet, z pomocą którego właśnie obezwładniła jednego z przeciwników, ale głęboko wierzył w to, że i jej uda się uciec. No cóż, większość myśli Charliego jest równie naiwna.
- Wieeeeeeeeeej! - krzyknął tylko, aby mieć pewność, że dziewczyna wie co robić, po czym przyspieszył. Biegł mijając resztę sal terapii grupowych, potem gabinety, a na końcu pracownie. Starał się utrzymać równe tempo, ale z każdym kolejnym zakrętem odległość od ścigającego go ochroniarza niebezpiecznie malała.
- A wystarczyło nauczyć się biegać w dobrym czasie po kopercie -mruknął, ocierając ramieniem o któryś z kolei róg.
Zatrzymał się dopiero na schodach, ale tylko na ułamek sekundy, by sprawdzić czyja sylwetka wyłoni się z głębi korytarza. Do tej pory był niemal pewny, że Rey podąża za nim, jednak ociężałe, głuche tupnięcia, wyprowadziły go z błędu. Szybko odwrócił się w stronę schodów, nie mogąc się zdecydować, czy iść w górę czy w dół. Niestety szybkie podejmowanie trafnych decyzji nie było jego najmocniejszą stroną. Wybrał górę. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Charlie może i był idiotą, ale idiotą, którego choćby na chwilę nie opuszczało szczęście. Biegnąc niczym kozica przez kolejne stopnie, zahaczył o dywanik, znajdujący się na ich szczycie i niezbyt świadomie zrzucił go pod nogi biegnącego za nim osiłka. Monstrum runęło jak długie przez dobre siedem schodków, wywołując przy tym huk podobny do wybuchu wulkanu. Zaciekawiony tym dźwiękiem Charlie odwrócił się na pięcie i skwitował przepiękny widok chaotycznym, niemalże diabolicznym śmiechem.
- Czekaj stary, nie ruszaj się... ta chwila wymaga uwiecznienia - z szerokim wyszczerzem na twarzy zabrał się za szukanie nie wielkiej cyfrówki, kolejnego nielegalnego przedmiotu, który udało mu się nabyć za pośrednictwem pewnych źródeł. Nim jednak błysła lampa, dłoń trzymająca aparat uniosła się ku górze, a wraz z nią reszta chuderlawego ciała Charliego.
- No proszę co my tu mamy... - usłyszał głos za sobą, należący do innego ochroniarza - próba ucieczki i do tego posiadanie nielegalnych przedmiotów. Może powinienem też dorzucić umyślne uszkodzenie ciała pracownika szpitala?
I tak oto Charlie stracił i wolność i cyfrówkę. Już drugi raz nie przywitał się z panią psycholog, lecz obrażony na cały świat usiadł na podłodze w siadzie skrzyżnym i zaczął się kołysać. W przód i w tył. W przód i w tył. Nie odezwał się aż do końca zajęć.
(Przepraszam za bezsensowność tego posta itp itd, ale postanowiłam, że mimo braku weny muszę odpisać, bo jutro nie znajdę na to czasu. Napisałam, że się nie odezwał również dlatego, że wyjeżdżam, a sesja zapewne skończy się przed moim powrotem.)