MEREDITH LANE
₪ WIEK - 18
₪ CHOROBA - socjopatia
₪ ODDZIAŁ - ogólny
₪ CZAS POBYTU - o jeden rok za dużo
₪ POCHODZENIE - Walia
₪ STAN CYWILNY - panna
₪ WIZERUNEK - Abbey Lee Kershaw
₪ w prawym sutku posiada kolczyk, który zrobiła sama podczas przerwy w szkole, zabierając wujowi z domu małe kółeczko. Oczywiście warunki były mocno niesterylne, a przekucie nie jest wykonane poprawnie, bo w końcu takim czymś... Ach, Meredith mówi, że to tylko ozdoba, ale kto wie, czy to nie był kolejny objaw samookaleczenia!
₪ na lewym ramieniu ma bliznę w kształcie małej kokardki. Zrobiła sobie ją sama, gdy chciała udowonić, że jej ból oraz cierpienie nigdy nie dotyczy. Płaczą tylko śmiertlenicy.
₪ kazała swojej młodszej siostrze zjeść dziesięć dżdżownic
₪ pali dużo importowanych papierosów (kradzieże - nowe hobby), które chowa w bieliźnie
₪ gdy była mała, wuj ją molestował. Od tego momentu zaczęto obserwować u niej objawy socjopatii, która wraz z wiekiem się pogłębiała.
₪ do szpitala potrafi wiele przynieść i uniknąć tym samym kontroli pielęgniarek czy też lekarzy
₪ pół roku temu próbowała popełnić samobójstwo. Włamała się do kuchni i zaczęła ciąć własne ciało, nie mogąc trafić na tętnice. Niestety patrol ją dość szybko uratował, a do dziś została jej tylko jedna blizna na brzuchu, tuż nad pępkiem.
₪ jest biseksualna
₪ wierzy jedynie w magie seksu
₪ jest wegetarianką
₪ bardzo łatwo się denerwuje, jest nieobliczalna
₪ na lewym ramieniu ma bliznę w kształcie małej kokardki. Zrobiła sobie ją sama, gdy chciała udowonić, że jej ból oraz cierpienie nigdy nie dotyczy. Płaczą tylko śmiertlenicy.
₪ kazała swojej młodszej siostrze zjeść dziesięć dżdżownic
₪ pali dużo importowanych papierosów (kradzieże - nowe hobby), które chowa w bieliźnie
₪ gdy była mała, wuj ją molestował. Od tego momentu zaczęto obserwować u niej objawy socjopatii, która wraz z wiekiem się pogłębiała.
₪ do szpitala potrafi wiele przynieść i uniknąć tym samym kontroli pielęgniarek czy też lekarzy
₪ pół roku temu próbowała popełnić samobójstwo. Włamała się do kuchni i zaczęła ciąć własne ciało, nie mogąc trafić na tętnice. Niestety patrol ją dość szybko uratował, a do dziś została jej tylko jedna blizna na brzuchu, tuż nad pępkiem.
₪ jest biseksualna
₪ wierzy jedynie w magie seksu
₪ jest wegetarianką
₪ bardzo łatwo się denerwuje, jest nieobliczalna
A ona będzie dla niego raz zła, a raz dobra, raz będzie mu siebie dawać, a raz odbierać, żeby zgłupiał do reszty, żeby nigdy, w żadnej chwili nie wiedział, czego po niej może się spodziewać. - Anna Onichimowska
- Chciałabym, abyście opowiedzieli mi o Meredith. Jaka jest, panie Lane? – spytała przesłodzonym głosem blondynka, poprawiając koszulę koloru écru. Chciała wyglądać na bardzo profesjonalną. Ledwie skończyła studia i jej pierwszy przypadek był tragiczny. Chłopak po rozmowie wyskoczył z okna, nie zostawiając żadnego listu samobójczego. Sama wtedy wpadła w depresję, nie mogąc się z tym pogodzić. Zmuszona zrobiła sobie krótką (siedmioletnią…) przerwę, aby znów usiąść w fotelu naprzeciwko rodziny chorego, zbierając najpotrzebniejsze dla lekarza prowadzącego, którym niegdyś była. Pan Lane zerknął na nią zaszokowany, dlaczego miałby cokolwiek mówić o swojej córce? Nie znał jej i właśnie to sobie uświadomił, gdy niebieskie tęczówki wpatrywały się w niego, czekając na odpowiedź w stylu „zawsze ją kochaliśmy, nie rozumiem, co się stało”. Podrapał się po brodzie, którą pokrywał lekki, ciemny zarost.
- Nie jesteśmy niczemu winni! – prychnął, zarzucając nogę na nogę. Nie rozumiał, dlaczego zgodził się w ogóle tu przyjść. Byli idealną rodziną, to Meredith stała się buntowniczką, której nikt nie potrafił stłamsić. Zabraniał jej palić, patrzyć tym swoim prowokującym spojrzeniem jakby planowała kolejną „zbrodnie”. Wiedział, że go nienawidzi. W zasadzie nie był temu bierny. Często mówił, że ma jedną córkę i osobę, która zamieszkuje z nimi.
- Och, nie oskarżałam Państwa – zareagowała szybko panna Steele, pesząc się niemal od razu. Czy ten przypadek nie miał być lekki? Kika zdań o niepoczytalności, troska rodziców i koniec raportu. Westchnęła ciężko pod nosem, zastanawiając się jak powinna zachęcić rodzinę. W kącie z dala od nich siedział chłopak o ciemnych oczach. Wciąż się w nią wpatrywał, obserwując każdy ruch. Intrygował ją, kim był dla nich? Wydawał się być niebezpieczny jakby otulony tajemnicą, której nie będzie wstanie poznać. Z zamyślenia wyrwał ją cichy głos matki Meredith.
- Moja córka… - urwała, zalewając się łzami. Myślała, gdzie ona jako rodzicielka zrobiła błąd? Meredith Lane miała wszystko, czego zapragnęła. Matka pozwalała jej na wszystko, nawet specjalnie dla niej sprowadzała papierosy i błagała ją, aby nie powiedziała ojcu. Oczywiście, dziewczyna jej nie posłuchała. Przy pierwszej lepszej okazji spytała, kiedy będą jej szlugi, bo ona cierpi na głód, taki głód, którego oni nie znają. – Meredith dobrze się uczy, wypełnia obowiązki domowe… Bardzo często mi pomaga! – pani Lane kłamała jak z nut, próbując ratować dziecko przed szpitalem. Jednak jej mąż wcale nie był bystry; prychnął jeszcze raz pod nosem, robiąc się cały czerwony na twarzy.
- Co Ty pierdolisz! – ryknął, podnosząc się z fotela. Zaczął gwałtownie gestykulować. Wewnętrzna strona dłoni zaczynała go piec. Co za głupia baba, pomyślał, zaciskając pięści. Już chciał uderzyć w stół, już pragnął zacząć wrzeszczeć i pokazać, że Meredith jest po prostu psychiczna i to wybryk natury, a oni niczemu są winni, ale usiadł na swoje miejsce, burcząc nędzne przeprosiny. Chłopak poprawił się na krześle, śmiejąc się pod nosem. Jakże mogli nie znać osoby, z którą mieszkali siedemnaście lat? – Jedyne, co robiła w tym domu, to była księżniczką i pachniała. Wykańczała naszą małą psychicznie! – wskazał na młodszą, trzynastoletnią dziewczynę. Aurelia przeczesała włosy smukłymi palcami i skupiła się na rozdwojonych końcówkach. Panna Steele zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno nie jest w programie, w którym wrabiają ludzi w jakieś absurdalne historie. Ta rodzina była patologiczna, chłopak przerażający. Chrząknęła, mrugając chwilę kiepsko wytuszowanymi rzęsami.
- Jak znęcała się? – spytała zainteresowana, kładąc teczkę z napisem „Meredith Lane” na kolanach, aby dokładnie zapisywać reakcje zebranych. Ich mowa ciała szczególnie była ważna dla Steele. Jak mogłaby inaczej poznać stosunek do pacjentki? Dyktafon zapiszczał, informując, że kobieta powinna zmienić baterię. Prędko wstała, wykonując tę czynność i wróciła na miejsce. Wciąż czuła na sobie bezczelnie spojrzenie chłopaka. Ojciec pokręcił głową, burcząc pod nosem na temat niesubordynacji.
- Kazała Aurelii jeść dżdżownicę, owija sobie każdego wokół palca, zawsze jest liderem, który kieruje swoimi pionkami jak się jej tylko podoba. – ryknął, a matka Meredith zapiszczała. Ileż razy to córka ją szantażowała? Nie wiedziała, kiedy się dowiedziała o romansie, który zaczął się jeszcze przed ślubem z panem Lane. Meredith była bystrym obserwatorem. Doskonale wiedziała, na co powinna zwrócić uwagę i wyciągała wnioski o ludziach. Może powinna zostać psychologiem? Wszak sprawdziłaby się; oni zawsze mieli nierówno pod sufitem. Tak czaiła się na ludzi. Poznała ich system wrodzonych wad i nabytych zachowań. A potem tylko atakowała.
- Meredith nie chciała tego. – zaczęła znowu matka, bojąc się spojrzenia męża.
- Mamo, ona dokładnie tego chciała! – krzyknęła dorastająca nastolatka, zalewając się łzami. Aurelia była dziecinna do szpiku kości i musiała mieć wszystko w danej chwili, natychmiast. Potrafiła wymuszać wszystko płaczem, a że była najmłodsza i w zasadzie „wyczekana” dla rodziców się liczyła najbardziej. Zawsze spychali Meredith na dalszy plan. – To bezwzględna, pieprzona egoistka!
- Uważaj na słowa, moja panno. – warknął pan Lane, nie wiedząc dokładnie do kogo się zwraca, czy do żony czy też do młodszej córki. Chłopak znów się zaśmiał, w jakiej oni żyli obłudzie! Aż podniósł się z krzesła, zaczynając iść w stronę biurka panny Steele. Rodzina zerknęła na niego z obrzydzeniem. Jacob, bowiem tak miał na imię chłopak o ciemnych tęczówkach, pokręcił głową. Chciał splunąć im prosto w twarz, a ojcu Meredith przywalić. Jak mógł być tak ślepy?
- Lane to osoba, która wie, czego chce i nie będzie podatna na słowa jakiekolwiek człowieka, który nie potrafi zadbać o własną rodzinę – rozpoczął się wywód, zabierając z biurka panny Steele jakieś dokumenty. Przeglądał je niedbale przez chwilę, wtedy gdy pan Lane zaczął niego wyzywać. Jacob zignorował jego zachowanie i spojrzał prosto w oczy Steele. – Jest miła, przemiła, gdy czegoś chce. Ty masz spełniać jej zachcianki, a nie ona Twoje. – dodał, unosząc brew. Nigdy nie zwracał się do starszych poprzez zwroty formalne. W czym byli od niego lepsi? – Manipuluje, niszczy, to dodaje jej siły. Sama jest niezniszczalna, czy to chcieliście powiedzieć? – zwrócił się w końcu do rodziny, zaszczycając ich spojrzeniem. Pani Lane aż wyprostowała się, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć.
- Tak, dokładnie! Meredith powinna zostać zamknięta w psychiatryku, tam jest jej miejsce – dopowiedziała Aurelia, wyobrażając sobie, że w pokoju siostry zrobi garderobę i w dodatku przywłaszczy sobie część butów Mer. Och, jak ona uwielbiała jej styl! Ciągle chciała coś podkradać, lecz sama nie mieściła się w ubrania, stąd skupiała się na dodatkach, których Lane nie miała wcale mało.
Chłopak zaczął się szaleństwo śmiać. Pokręcił głową i odłożył w końcu dokumenty jakiegoś innego pacjenta na biurko Steele, która również była zaszokowana sytuacją.
- Pisz to. – rzekł apodyktycznie, siadając na drewnianej płycie plecami do rodziny. – Meredith boi się odrzucenia. Nienawidzi ludzi, którzy ciągle ją ranią, więc staje się zimna. My przeżywamy ją żmiją, jest cudowna, gdy czegoś oczekuje i kąsa, kiedy ma zostać sama. Żyje tylko raz, tylko jeden raz będzie robiła wszystkie rzeczy, aby ciągle powtarzać, że ona w odróżnieniu do jej matki, która nie posiada własnego zdania, nie będzie niczego żałować. Nabiera obsesji na punkcie bliskich jej osób, musi widzieć, że są tylko jej. Szybko się przywiązuje, szybko zakochuje i szybko rani. Jest szalona. – mówił to, zerkając jak szybko Steele potrafi zapisywać tak przydatne informacje. Rodzina oburzona jego zachowaniem, nie mogła już tego znieść. Lane zaczął się pocić ze złości, a pani Lane łkała cicho.
- Kiedy niby Meredith była miła? – spytał się chłopaka, prychając pod nosem. Jego córka zawsze go obrażała w inteligentny sposób, w dokładnie w taki, którego nie rozumiał i nie potrafił jej nic odpowiedzieć. – Za kogo się Ty w ogóle uważasz? – dodał z kpiną, zerkając na porwane ubranie chłopaka. Włosy spięty w luźny kucyk opadały na ciemną koszulkę, która w latach sześćdziesiątych była uważana za część ubrania żebraka, a nie panicza z dobrego domu. Każdy próbował się odbić po wojnie, lecz Jacob do nich nie należał. Nie miał rodziców, jedyna osoba, jaka mu została była Meredith, z którą łączył „tylko seks”. Była miłością jego życia, nie potrafił bez niej oddychać, nie mogli jej zamknąć.
- Zapisałaś, Rebeko? - zapytał chłopak, uśmiechając się kącikowo. Jaka ta kobieta była nieporadna! Dłonie się jej trzęsły, gdy pan Lane zaczął krzyczeć, że „to do dupy niepodobne!” i gwałtownie wstał, każąc wyjść żonie oraz córce (jedynej i słusznej) z pomieszczenia. Obiecał Steele, że na nią doniesie, a kobieta ignorując tę uwagę, wpatrywała się tylko w chłopaka.
- Tak, opowiedz mi jeszcze o niej. Powiedz, jaka jest Meredith.
Patrzył w jej oczy, nie wiedząc, co ma jeszcze powiedzieć. „Była dobra w łóżku” nie brzmiało zbyt poważnie i nie było adekwatne do sytuacji. Przecież nie mógł pokazać mapy ciała Lane jakieś psycholożce. Chrząknął, patrząc chwilę przez okno. Wiatr leniwie poruszał liście na drzewie, przypominając Jacobowi o przemijaniu. Ile jeszcze dni będą tak tańczyć z podmuchami? Kilka, może tydzień, potem znów spadną na chłodną ziemię i zmieszają się z błotem, które niedługo zostanie przykryte puszystym śniegiem. Nikt nie będzie pamiętał o liściach z 1955 roku. Usłyszał jak panna Steele uderza krótkimi, obgryzionymi paznokciami w stół. Wypuścił ciężko powietrze.
- Nie wiem, co mam Ci powiedzieć – rzekł najzupełniej szczerze, bawiąc się jakąś nitką znalezioną na biurku. Owinął ją wokół chudego palca i mocno pociągnął, rozrywając ją na dwie części. Wszystko ot tak przestało mieć sens, od dokładnie dwóch dni, kiedy Meredith została zamknięta. Przygryzł dolną wargę, zwilżając ją uprzednio językiem. Co do cholery miał powiedzieć?
- Znam ją siedem miesięcy – dodał po chwili, nie mając pojęcia, jak może zacząć – Jestem jej… - urwał, czując metaliczny posmak krwi. Jak bardzo można być zmieszanym? Kim był dla Lane? Nie mogli się nazwać przyjaciółmi, on tylko o sobie opowiadał, on oszalał na punkcie Meredith. Ona miło spędzała czas, nic więcej. Był wręcz tego pewny. – Jestem po prostu Jacob. Chłopak, o którego walczyły dwie dziewczyny. To dopiero bajeczne było… - westchnął, wspominając tenże okres. Każdy mężczyzna zacząłby mówić, że był w raju, ale on z każdym kolejnym dniem aż po dzisiejszego żałował, że padło na niego. Wszystko może potoczyłoby się inaczej. Trójka muszkieterów, która dążyła do samozniszczenia, nie była dobrym połączeniem. – Wiesz, jak to jest, jak dwie chcą, to się bierze dwie, Meredith jednak to się nie podobało. Chciała mnie tylko dla siebie. Kobiety mają nasrane w głowach. Lane „zaprzyjaźniła się” bliżej z Caroline. Wydawały się być sobie naprawdę bliskie. Dopóki Caroline nie podcięła swoje żyły, pisząc w liście pożegnalnym jedynie to: dla Ciebie, aby był tylko Twój. Myśleliśmy, wszyscy, zgodnie, że mówi o anoreksji, z której nie potrafiła wyjść, ale dopiero potem zrozumiałem, że Meredith nią manipulowała. Obsesyjne czegoś pragnęła i nikt nie mógł jej przeszkodzić.
- Nie jesteś zbyt zarozumiały, Jacob? Dlaczego uważasz, że akurat na Twoim punkcie miała jak to nazwałeś – panna Steele zerknęła do starannie prowadzonych notatek, upewniając się, co też powiedział młody mężczyzna. Powoli przestawała mu wierzyć. Zaczynał się wydawać zabujanym w samym sobie dupkiem. Przecież czytała o śmierci Caroline Heasting. Oprócz anoreksji nawiedzała ją od dwóch lat depresja, która nieleczona stanowiła poważne zagrożenie, do którego doszło. – obsesję?
Zaśmiał się z jej powątpiewania. Psycholodzy i psychiatrzy uważali, że znają cały świat, w szczególności samych siebie. Wydawało się jej, że po prostu kłamał. Z resztą, to nawet mówiły oczy chłopaka. Krył się w nich cały świat jakby był jego panem.
- Może się kiedyś dowiesz. – uciął, denerwując się, że oskarża go o jakieś kłamstwo! Zwłaszcza, że przyszedł tu dobrowolnie, w końcu chciał ją zabrać razem ze sobą, do domu do ich rudery, w której będą się kochać i znów będzie jej, na ten wieczór chociaż.
- Powiedz mi, czy Mer jest niebezpieczna? – spytała, czując, że traci rozmówcę. Co znowu zrobiła źle?
- Uzależniająca. – odparł, wstając i wychodząc. Nawet się z nią nie pożegnał. Był pewny, że za nim pobiegnie i poprosi o więcej informacji.
*
Przyjazd tu pamięta dokładnie jak dzisiejszy poranek. Miała mieć bardzo trudny sprawdzian z literatury klasycznej. Nie potrafiła się za nic skupić, bo ich pies – Azorek – ciągle ujadał. Wiele razy krzyknęła na niego, każąc mu się zamknąć. Wiele razy tupnęła nogą, chcąc pokazać mu, kto tu rządzi. Aż się zdenerwowała. Smukłymi dłońmi objęła jego grdykę, mocno ją przyciskając. Pamiętała, jak pies się bronił. Ruszał kończynami nieprzytomnie i machał dynamicznie pyskiem. Słyszała również jego pis, a może to było błaganie o litość? Potem ktoś ją mocno szarpnął, odciągając tym samym od psa. Poczuła silne ukucie w okolicy tętnicy szyjnej, a następnie oddała się w błogie ramiona Morfeusza. To było dzień przed jej siedemnastymi urodzinami. O przeszłości Meredith mało kto wie. Nikt nie zrozumie postępowania blondynki, jeśli nie był molestowany i na dodatek posiadał młodszą siostrę, którą wszyscy faworyzują. Nie mogła dłużej tego słuchać, musiała się stać niezależna! Następnego dnia już była przesłuchiwana przez lekarzy, czy aby na pewno jest (nie)normalna. Rodzice nie pożegnali jej, wszak woleli zajmować się siostrą Meredith niż dziewczyną, która próbuje zwrócić na siebie uwagę.
Ostatnio zmieniony przez Meredith Lane dnia Sro Paź 10, 2012 5:11 pm, w całości zmieniany 9 razy