Imię i nazwisko: Seth Bernard Mortensen
Data urodzenia: 06.06.1992
Miejsce urodzenia: Kornwalia
Długość pobytu w szpitalu: trzy tygodnie
Stan cywilny: wolny
Wygląd postaci:
Zapewne gdybyś znalazł się w okolicy, w której może znajdować się Seth, nie zauważyłbyś jego wątłej sylwetki, przyczajonej gdzieś w kącie. Na ogół bowiem nie rzuca się on w oczy, co zresztą jest mu bardzo na rękę, bo im mniej osób męczy go swoim towarzystwem, tym lepiej. Dlatego jest zadowolony ze swojej dość niepozornej postury i niezbyt wysokiego wzrostu, które pozwalają mu idealnie wtapiać się w tłum.
Skupmy się na szczegółach jego twarzy. Posiada raczej delikatne rysy, co sprawia, że wciąż bliżej mu do chłopca niż mężczyzny; efektu tego dopełniają pełne usta, teraz niestety nieczęsto rozciągnięte w uśmiechu. A szkoda, bo uśmiech ma naprawdę uroczy. W oczach o bliżej niesprecyzowanym odcieniu, wahającym się od niebieskiego, poprzez szary, momentami aż po zielony, rzadko można dostrzec emocje takie jak radość czy zapał. Zazwyczaj spoglądają one spod ciemnych brwi albo zupełnie beznamiętnie albo z bezbrzeżnym smutkiem – tak, tak, zupełnie jak u skopanego jelonka. Brązowe włosy rzadko zaznają walki ze szczotką czy grzebieniem i zazwyczaj są pozostawione w nieładzie; do tego szczupłe dłonie chłopaka często je mierzwią, nieświadomie potęgując efekt.
Jego postać nie bez podstaw wydaje się być bezbronna i zagubiona; jest to jak najbardziej trafne spostrzeżenie. Seth bowiem najbardziej na świecie pragnie przestać być zauważany, tak by wreszcie mógł w spokoju odpokutować swoje winy i odpowiedzieć w ciszy na miliony dręczących go pytań. Najczęściej przebywa gdzieś samotnie, w ciemnych kątach, czasem nawet, gdy ma taki kaprys, to pod stołem, a do tego stara się ubierać jak najbardziej neutralnie. Jest przeciwnikiem wszystkich jaskrawych kolorów i dzikich wzorów, które przyciągają wzrok, a sam najchętniej wkłada odcienie takie jak czernie i szarości, w porywach szaleństwa i wariacji są to beże czy brązy. Tkaniny zawsze gładkie, kroje ubrań proste, żadnych ekstrawagancji. Do tego warto zaznaczyć iż naprawdę rzadko rusza się gdziekolwiek bez grubego, rozciągniętego swetra albo szala, którym może się opatulić i udawać, że czuje się bezpiecznie.
Charakter postaci:
Wydawać by się mogło, że Seth, którego możesz dziś spotkać, błądzącego po nieznanych mu jeszcze, wiecznie obcych korytarzach szpitala psychiatrycznego albo kulącego się pod swoim kocem w gwiazdki, jest już tylko cieniem osoby, którą był zaledwie parę tygodni temu. Dawniej bowiem należał on do osób energicznych, wiecznie optymistycznych, radosnych i bardzo skorych do kontaktów z innymi – a przy tym był też zdecydowanie zbyt wrażliwy i niepewny samego siebie, ale starannie to maskujący. Imprezy, spotkania, zabawa, życie chwilą, robienie różnych głupich rzeczy pod wpływem jednego impulsu, wszystko to stanowiło dla niego zupełnie oczywistą oczywistość i nigdy nikomu nie przyszłoby do głowy, jak bardzo człowiek może się zmienić. Jak to możliwe, że ten uroczy chłopak z naprzeciwka, który zawsze rzucał w stronę przechodzących sąsiadów jakąś luźną uwagę o pogodzie czy aktualnych wydarzeniach, mógł kompletnie zamknąć się w sobie? Jak to możliwe, że ten świetny uczeń, który planował przecież zostać światowej sławy prawnikiem – i miał do tego całkiem duże predyspozycje – mógł porzucić wszystkie swoje dotychczasowe zajęcia i obowiązki, by całymi tygodniami nie wychodzić z pokoju, mimo próśb i gróźb? Jak to możliwe, że najlepszy kumpel i świetny kompan do imprez, na wszelakie próby kontaktu z nim odpowiada co najwyżej pustym, niewidzącym spojrzeniem? Jak to możliwe, że, wydawałoby się, zupełnie szczęśliwy człowiek, mający tak wiele perspektyw i radości z życia, mógł podjąć desperacki krok targnięcia się na własne życie?
Odpowiedź jest prosta, a tkwi ona tylko i wyłącznie w jego bezmyślności i głupocie, w tej beznadziejnej niekonsekwencji, która dojrzewała w nim od dawna. Za swój błąd zapłacił najwyższą cenę w postaci kompletnego załamania i głębokiej depresji, która do reszty pozbawiła go woli życia.
Spójrz tylko na niego. Jest własnym cieniem, jest duchem, jest nikim – a przynajmniej w jego własnym mniemaniu. Nie wart tego, by zaznać jakiejkolwiek przyjemności czy grama szczęścia, nie godzien, by cieszyć się życiem razem z innymi i na tyle winny, że nigdy nie będzie mu dane stawianie czoła codziennym problemom i rozterkom, bo już nigdy nie będzie w porządku. Odkąd wpadł w ten paskudny dół, zaczął podążać tunelem tak ciemnym i długim, że choćby zmuszał się do biegu przez długi dystans, nie będzie w stanie dojrzeć czającego się gdzieś w oddali światła, jego końca. Wie, że nic nie jest w stanie mu pomóc i dobija go to jeszcze bardziej. Dlatego nie ma ochoty walczyć, dlatego nie wierzy psychologom, przekonującym go, że ma jeszcze szansę uczynić swoje życie dobrym i wartościowym, dlatego nie ma chęci, by powtarzać „mam prawo być szczęśliwy”. Po co podejmować walkę z czymś, co już dawno zostało przesądzone? Seth nie widzi dla siebie żadnej nadziei, a choć obecnie czuje się lepiej niż dawniej, wciąż skrycie twierdzi, że dużo lepiej byłoby, gdyby jego próba się powiodła. Momentami ma nawet ochotę ją powtórzyć, próbuje jakoś to zaplanować. Czeka na odpowiedni moment, niestety, zbyt rzadko bywa sam, choć tak usilnie do tego dąży.
Irytuje go, gdy ktoś się przyczepia, ale nie ma dość siły, by zbyć natręta czymś bardziej dosadnym niż uporczywe milczenie czy niechętne burknięcie. A prawda jest taka, że w kółko ktoś się obok niego kręci – a to uczynna pielęgniarka, a to podejrzliwy lekarz, czytający z jego oczu niecne zamiary ponowienia swej próby, a to kolejny walnięty psycholog, który, mimo przekonania, że wie wszystko, tak naprawdę nie ma o niczym pojęcia, a to jacyś przyjaźnie nastawieni kretyni, którzy myślą, że są Pocahontas albo wydaje im się, że wcale ich nie ma. Pobyt w szpitalu niezmiernie go męczy, głównie dlatego, że wbrew pozorom ciężko jest znaleźć tu spokój i ukojenie, którego szuka. Wciąż trudno jest mu się zaaklimatyzować i zaakceptować otoczenie, w którym musi egzystować.
Choć wcześniej taki nie był, teraz stał się niebywale zamknięty w sobie, a co za tym idzie, ciężko do niego dotrzeć; udało się tylko nielicznym, bardzo zdeterminowanym albo w wyjątkowy sposób ujmującym osobom. Bo Seth, choć na ogół od ludzi stroni, równocześnie się nimi fascynuje i w głębi swojej udręczonej duszy marzy o tym, by znaleźć kogoś, z kim mógłby się dzielić każdą myślą. Kogoś, kto naprawdę by go zrozumiał. Bo tak naprawdę nigdy nie miał takiej osoby; z rodzicami, uważającymi, że dopóki chodzisz w czystej koszuli i uśmiechasz się przy śniadaniu, dopóty jest w porządku, zawsze miał dość kiepski kontakt, bo wszelakie próby rozmowy kończyły się hasłem „nie teraz, kochanie”. Przyjaciele natomiast, świetnie nadający się do imprezowania i hałasowania, najzwyczajniej w świecie stchórzyli, gdy okazało się, że z jego głową jest coś nie tak. A zawsze skorzy do pomocy psycholodzy i psychiatrzy się nie liczą, oni tylko udają, to ich praca, za to im płacą. Choćby nie wiadomo jak się starali, nigdy nie będą szczerzy.
Odkąd zaczął się obwiniać za to, co zrobił, zaczęło mu się też wydawać, że osądza go cały świat. Choć otaczający go ludzie, rodzina i znajomi, klepali go po plecach i mówili, że nic się nie stało, on doskonale wiedział, jak bardzo zawinił i że wszyscy o tym wiedzą. Widział w ich oczach nieme oskarżenia. To twoja wina. Twoja wina. Czuł, że tylko czekają, aż trochę wróci do siebie, i wówczas będą mogli rzucić się na niego z oskarżeniami. Bał się. Bał się z nimi skonfrontować, bał się wymierzonej mu kary, która przecież była nieunikniona, bał się wyjść ze swoich przytulnych czterech ścian. Energia i jakakolwiek radość wyparowała z niego w zatrważającym tempie, on sam zaś poddał się temu uczuciu. Wreszcie zupełnie przestał nad tym panować, a jego żal przemienił się z przytłaczającego poczucia winy w depresję.
Gdybyś chciał z nim porozmawiać teraz, będziesz się musiał nieco napracować, bo choć wygląda sympatycznie, zmuszenie go do kontaktu z kimś, kto jeszcze nie zdobył jego zaufania, jest bardzo trudne. Ale nie niemożliwe, bo pod grubą maską jego problemów z psychiką wciąż kryje się tamten cudowny człowiek.
Historia postaci:
Seth urodził się pięknego czerwcowego wieczoru w St. Ives na północnym brzegu Półwyspu Kornwalijskiego, gdzie od wielu pokoleń mieszkała jego rodzina. Mortensenowie zawsze byli dobrze usytuowani, a zawdzięczali to przede wszystkim swojej nieustępliwości, determinacji i braku większych oporów przy dochodzeniu do swego celu po trupach. Czy jego rodzice byli chłodni i bezwzględni? Może i tak, ale co z tego, skoro dzięki temu dorobili się naprawdę niezłej fortuny i mają sieć świetnie prosperujących sklepów ze sprzętem sportowym, a do tego są powszechnie szanowani i stać ich na takie wygody jak trzy zupełnie im niepotrzebne samochody, niemalże nieużywany podgrzewany basen i pokojówka. Co z tego, skoro wszyscy zawsze zabiegali o ich względy i wielbili ponad wszystko.
Tak też było z Sethem. Dorastając w takich, a nie innych warunkach, wyrósł na pewnego siebie, zadowolonego z życia i wszystkiego dookoła człowieka, który w dodatku był rozrywany przez znajomych, pragnących jego towarzystwa. Zresztą, tu akurat w grę nie wchodziły tylko pieniądze i fakt, że zawsze stawiał wszystkim drinki; nie można zaprzeczyć, że był naprawdę uroczym gościem i, wierz mi, gdybyś spotkał go przed wypadkiem, na pewno zamarzyłbyś, żeby zostać jego kumplem. I pewnie byś został. I może miałby też ciebie na sumieniu?
To się wydarzyło niedawno, może z miesiąc temu? Seth udaje, że nie pamięta, ale tak naprawdę ta data została wytatuowana w jego mózgu i prawdopodobnie nie zniknie nigdy z jego pamięci, nie będzie w stanie jej wymazać. Był wieczór, całkiem ciepły, żeby nie powiedzieć gorący; aż chciało się wyjść z domu i trochę zabawić. Czy to takie dziwne, że z entuzjazmem odpowiedział na telefon jednego z jego licznych przyjaciół, Williama? Skądże. Złapał jakąś kurtkę, portfel, wybiegł z domu, bo chciał tam być jak najprędzej; nie, nikt nie spytał gdzie idzie, bo przecież nikogo to nie obchodziło. Matka, Isabelle, siedziała zamknięta w swoim gabinecie na piętrze i zapewne wypełniała miliony papierów, których nigdy nie brakowało, a ojciec Bernard, po którym zresztą otrzymał drugie imię, zniknął na jakiejś delegacji na kolejny tydzień. I zapewne zabawiał się z tą rudowłosą sekretarką gdzieś na Malediwach, o czym Seth wiedział, ale nie miał zamiaru nikomu mówić. Bo nikt nie pytał. Tylko owa pokojówka, od lat ta sama, a na imię miała Nancy, poradziła mu, żeby nie brał samochodu, tylko taksówkę. Tak, tak, pokiwał głową, przytaknął, po czym zawrócił do pokoju po kluczyki, bo uświadomił sobie, że nie pojedzie taksówką jak pierwszy lepszy frajer, skoro ma taki wypasiony samochód z odsłanianym dachem, rozumiecie tą potęgę?
Wreszcie tam dotarł, chociaż po drodze o mały włos nie wjechał w drzewo, bo się zagapił na otwierający się efektownie dach. W środku klubu było dokładnie tak, jak być powinno. Gorąco, duszno, wszędzie rozchichotany tłum i lejące się drinki. Cała tęcza drinków, a ponieważ zbliżało się lato, wreszcie zaczęli serwować też te fajne, z palemką.
Jeden nie zaszkodzi. Drugiego potrzebuję, żeby tamten nie czuł się samotny, a trzy to przecież niewielka różnica, a poza tym, wszyscy tu są zalani, więc nie miał zamiaru się wyłamywać. Przyszedł się bawić, a nie siedzieć pod ścianą jako jedyny trzeźwy i powtarzać sobie w myślach radę pożal się Boże wyroczni, jaką była pokojówka.
Grubo po północy, było może już około trzeciej? To też niby wypadło mu z pamięci, chociaż tak naprawdę doskonale wie, że była 2:43, kiedy wychodzili, krokiem bardziej niż chwiejnym i w stanie zdecydowanie nieodpowiednim, by używać środka komunikacji innego niż taksówka, która mogłaby przecież podwieźć wszystkich imprezowiczów pod same drzwi. A gdzie tam. Chodź, Seth, podwieź mnie, to raptem kawałek stąd. Nie, nie, nie mogę, jeszcze się rozjebiemy i co będzie? Oj tam, daj spokój, wsiadaj.
Wsiedli – on, Will i jeszcze parę osób, chyba jakieś dziewczyny, których imiona zgubiły się gdzieś w tłumie tych wszystkich imion – i ruszyli, aż się za nimi zakurzyło. Niby wiedział, że jedzie za szybko, ale nie przeszkadzało mu to, a nawet podobało. Wiecie, ta adrenalina. Czerwone światło? Jedziemy, o tej porze jest pusto, a nawet jeśli, to przecież mam tak rewelacyjne panowanie nad kierownicą i jestem na tyle dobrym kierowcą, że zrobię sprytny unik. Nieszczęśliwym trafem, kiedy nagle z lewej strony pojawiła się bladożółta plama, mknąca wprost na niego, nie był już w stanie zrobić niczego, a zdążył tylko zarejestrować godzinę wyświetlaną przez zegar – 2:59 – i wypełniający samochód krzyk, a potem jasny błysk, który prawie go oślepił. I ciemność.
Wydawało mu się, że trwa ona zaledwie chwilę, ale wszyscy dookoła twierdzili, że był nieprzytomny kilka dni. Obudziła go natomiast kolejna fala przeraźliwie białego światła, łagodny głos pielęgniarki i paskudny strach o to, co mogło się wydarzyć. Mijały kolejne dni, a on dochodził do siebie, bo w gruncie rzeczy jego obrażenia były niewielkie. Nękało go pytanie o to, co z resztą i jakie poniesie konsekwencje, ale bał się je zadać. A wszyscy dookoła milczeli; choć z ich wzroku wnioskował, że nie mają najlepszych wieści. I nie pomylił się, bo gdy wreszcie odważył się zapytać, odpowiedź przekroczyła jego najśmielsze obawy. Jego cudowny kumpel Will nie żył – z jego winy.
Nie obchodziło go to, że sam niedługo miał być wypisany ze szpitala, że z owymi dziewczynami, które jechały z nimi, jest w porządku. Nie odczuł ulgi nawet wtedy, gdy dowiedział się, że jakimś cudem nie zostanie oskarżony o spowodowanie wypadku i śmierci jednej osoby – nawet nie chciał wiedzieć, czy okoliczności wskazywały na to, że jest niewinny, czy może zadziałały wpływy rodziców.
Nikt nie dziwił się, że Seth jest przygnębiony i obwinia się za to, do czego dopuścił, ba, wydawało im się to zupełnie normalną reakcją. I zapewne byłoby tak, gdyby nie fakt, że depresja, zamiast ustępować z czasem, pogłębiała się. Jej objawy były zupełnie typowe, jednak nikt nie zauważył drastycznych zmian w zachowaniu chłopaka. Przyjaciele, początkowo starający się jakoś go rozweselić, dali sobie spokój. Wiecznie zabiegani rodzice w ogóle nie zwracali na niego uwagi, a gdy już mieli kontakt z apatycznym, wiecznie przestraszonym, obwiniającym się i chudnącym w zaskakującym tempie synem, ograniczali się do nerwowych burknięć „dałbyś już sobie spokój” i nakazywali mu przestać odstawiać takie przedstawienia. Pokojówka Nancy najbardziej się o niego martwiła, ale nie miała pojęcia, jak do niego dotrzeć, dlatego poprzestała na zostawianiu mu pod drzwiami posiłków.
Po jakimś czasie zaczęło do niego docierać, że, nękany poczuciem winy i opuszczony przez wszystkich, nie jest w stanie dalej egzystować i musi z tym jak najszybciej skończyć. Nie, nie postanowił zapisać się na terapię czy powiedzieć komuś o tym, jak się czuje. Znalazł proste, szybkie i bezbolesne rozwiązanie wszystkich jego problemów – garść tabletek.
Gdyby nie interwencja Nancy, zapewne nikt by nie zauważył, a jego marzenie o zejściu z tego świata na bezpieczną drugą stronę by się spełniło. Tymczasem było zupełnie inaczej, bo Seth został w ekspresowym tempie przetransportowany do szpitala, a gdy już udało się go odratować, diagnoza była szybka i trafna: depresja.
Witamy w szpitalu psychiatrycznym im. św. Brygidy.
Ciekawostki, tajemnice:
▪ jest biseksualny
▪ od czasu wypadku kiedy tylko może, unika podróżowania samochodem, nawet jako pasażer
▪ z dość oczywistych przyczyn nie pije alkoholu, w ogóle nie przepada za używkami
▪ cierpi na arachnofobię
▪ nigdy nie był zakochany, bowiem poszukuje tylko idealnego ideału i nie, nie obchodzi go, że takowy nie istnieje
▪ uwielbia siedzieć pod stołem, chyba myśli, że go wtedy nie widać
▪ kiedyś był zafascynowany kulturą Indii, jednak w obecnym stanie ducha nic go nie obchodzi, zatem można powiedzieć, że całe zainteresowanie wygasło
Choroba: depresja
Rezerwowany wygląd: Victor Norlander
Dodatkowe uwagi: –
Data urodzenia: 06.06.1992
Miejsce urodzenia: Kornwalia
Długość pobytu w szpitalu: trzy tygodnie
Stan cywilny: wolny
Wygląd postaci:
Zapewne gdybyś znalazł się w okolicy, w której może znajdować się Seth, nie zauważyłbyś jego wątłej sylwetki, przyczajonej gdzieś w kącie. Na ogół bowiem nie rzuca się on w oczy, co zresztą jest mu bardzo na rękę, bo im mniej osób męczy go swoim towarzystwem, tym lepiej. Dlatego jest zadowolony ze swojej dość niepozornej postury i niezbyt wysokiego wzrostu, które pozwalają mu idealnie wtapiać się w tłum.
Skupmy się na szczegółach jego twarzy. Posiada raczej delikatne rysy, co sprawia, że wciąż bliżej mu do chłopca niż mężczyzny; efektu tego dopełniają pełne usta, teraz niestety nieczęsto rozciągnięte w uśmiechu. A szkoda, bo uśmiech ma naprawdę uroczy. W oczach o bliżej niesprecyzowanym odcieniu, wahającym się od niebieskiego, poprzez szary, momentami aż po zielony, rzadko można dostrzec emocje takie jak radość czy zapał. Zazwyczaj spoglądają one spod ciemnych brwi albo zupełnie beznamiętnie albo z bezbrzeżnym smutkiem – tak, tak, zupełnie jak u skopanego jelonka. Brązowe włosy rzadko zaznają walki ze szczotką czy grzebieniem i zazwyczaj są pozostawione w nieładzie; do tego szczupłe dłonie chłopaka często je mierzwią, nieświadomie potęgując efekt.
Jego postać nie bez podstaw wydaje się być bezbronna i zagubiona; jest to jak najbardziej trafne spostrzeżenie. Seth bowiem najbardziej na świecie pragnie przestać być zauważany, tak by wreszcie mógł w spokoju odpokutować swoje winy i odpowiedzieć w ciszy na miliony dręczących go pytań. Najczęściej przebywa gdzieś samotnie, w ciemnych kątach, czasem nawet, gdy ma taki kaprys, to pod stołem, a do tego stara się ubierać jak najbardziej neutralnie. Jest przeciwnikiem wszystkich jaskrawych kolorów i dzikich wzorów, które przyciągają wzrok, a sam najchętniej wkłada odcienie takie jak czernie i szarości, w porywach szaleństwa i wariacji są to beże czy brązy. Tkaniny zawsze gładkie, kroje ubrań proste, żadnych ekstrawagancji. Do tego warto zaznaczyć iż naprawdę rzadko rusza się gdziekolwiek bez grubego, rozciągniętego swetra albo szala, którym może się opatulić i udawać, że czuje się bezpiecznie.
Charakter postaci:
Wydawać by się mogło, że Seth, którego możesz dziś spotkać, błądzącego po nieznanych mu jeszcze, wiecznie obcych korytarzach szpitala psychiatrycznego albo kulącego się pod swoim kocem w gwiazdki, jest już tylko cieniem osoby, którą był zaledwie parę tygodni temu. Dawniej bowiem należał on do osób energicznych, wiecznie optymistycznych, radosnych i bardzo skorych do kontaktów z innymi – a przy tym był też zdecydowanie zbyt wrażliwy i niepewny samego siebie, ale starannie to maskujący. Imprezy, spotkania, zabawa, życie chwilą, robienie różnych głupich rzeczy pod wpływem jednego impulsu, wszystko to stanowiło dla niego zupełnie oczywistą oczywistość i nigdy nikomu nie przyszłoby do głowy, jak bardzo człowiek może się zmienić. Jak to możliwe, że ten uroczy chłopak z naprzeciwka, który zawsze rzucał w stronę przechodzących sąsiadów jakąś luźną uwagę o pogodzie czy aktualnych wydarzeniach, mógł kompletnie zamknąć się w sobie? Jak to możliwe, że ten świetny uczeń, który planował przecież zostać światowej sławy prawnikiem – i miał do tego całkiem duże predyspozycje – mógł porzucić wszystkie swoje dotychczasowe zajęcia i obowiązki, by całymi tygodniami nie wychodzić z pokoju, mimo próśb i gróźb? Jak to możliwe, że najlepszy kumpel i świetny kompan do imprez, na wszelakie próby kontaktu z nim odpowiada co najwyżej pustym, niewidzącym spojrzeniem? Jak to możliwe, że, wydawałoby się, zupełnie szczęśliwy człowiek, mający tak wiele perspektyw i radości z życia, mógł podjąć desperacki krok targnięcia się na własne życie?
Odpowiedź jest prosta, a tkwi ona tylko i wyłącznie w jego bezmyślności i głupocie, w tej beznadziejnej niekonsekwencji, która dojrzewała w nim od dawna. Za swój błąd zapłacił najwyższą cenę w postaci kompletnego załamania i głębokiej depresji, która do reszty pozbawiła go woli życia.
Spójrz tylko na niego. Jest własnym cieniem, jest duchem, jest nikim – a przynajmniej w jego własnym mniemaniu. Nie wart tego, by zaznać jakiejkolwiek przyjemności czy grama szczęścia, nie godzien, by cieszyć się życiem razem z innymi i na tyle winny, że nigdy nie będzie mu dane stawianie czoła codziennym problemom i rozterkom, bo już nigdy nie będzie w porządku. Odkąd wpadł w ten paskudny dół, zaczął podążać tunelem tak ciemnym i długim, że choćby zmuszał się do biegu przez długi dystans, nie będzie w stanie dojrzeć czającego się gdzieś w oddali światła, jego końca. Wie, że nic nie jest w stanie mu pomóc i dobija go to jeszcze bardziej. Dlatego nie ma ochoty walczyć, dlatego nie wierzy psychologom, przekonującym go, że ma jeszcze szansę uczynić swoje życie dobrym i wartościowym, dlatego nie ma chęci, by powtarzać „mam prawo być szczęśliwy”. Po co podejmować walkę z czymś, co już dawno zostało przesądzone? Seth nie widzi dla siebie żadnej nadziei, a choć obecnie czuje się lepiej niż dawniej, wciąż skrycie twierdzi, że dużo lepiej byłoby, gdyby jego próba się powiodła. Momentami ma nawet ochotę ją powtórzyć, próbuje jakoś to zaplanować. Czeka na odpowiedni moment, niestety, zbyt rzadko bywa sam, choć tak usilnie do tego dąży.
Irytuje go, gdy ktoś się przyczepia, ale nie ma dość siły, by zbyć natręta czymś bardziej dosadnym niż uporczywe milczenie czy niechętne burknięcie. A prawda jest taka, że w kółko ktoś się obok niego kręci – a to uczynna pielęgniarka, a to podejrzliwy lekarz, czytający z jego oczu niecne zamiary ponowienia swej próby, a to kolejny walnięty psycholog, który, mimo przekonania, że wie wszystko, tak naprawdę nie ma o niczym pojęcia, a to jacyś przyjaźnie nastawieni kretyni, którzy myślą, że są Pocahontas albo wydaje im się, że wcale ich nie ma. Pobyt w szpitalu niezmiernie go męczy, głównie dlatego, że wbrew pozorom ciężko jest znaleźć tu spokój i ukojenie, którego szuka. Wciąż trudno jest mu się zaaklimatyzować i zaakceptować otoczenie, w którym musi egzystować.
Choć wcześniej taki nie był, teraz stał się niebywale zamknięty w sobie, a co za tym idzie, ciężko do niego dotrzeć; udało się tylko nielicznym, bardzo zdeterminowanym albo w wyjątkowy sposób ujmującym osobom. Bo Seth, choć na ogół od ludzi stroni, równocześnie się nimi fascynuje i w głębi swojej udręczonej duszy marzy o tym, by znaleźć kogoś, z kim mógłby się dzielić każdą myślą. Kogoś, kto naprawdę by go zrozumiał. Bo tak naprawdę nigdy nie miał takiej osoby; z rodzicami, uważającymi, że dopóki chodzisz w czystej koszuli i uśmiechasz się przy śniadaniu, dopóty jest w porządku, zawsze miał dość kiepski kontakt, bo wszelakie próby rozmowy kończyły się hasłem „nie teraz, kochanie”. Przyjaciele natomiast, świetnie nadający się do imprezowania i hałasowania, najzwyczajniej w świecie stchórzyli, gdy okazało się, że z jego głową jest coś nie tak. A zawsze skorzy do pomocy psycholodzy i psychiatrzy się nie liczą, oni tylko udają, to ich praca, za to im płacą. Choćby nie wiadomo jak się starali, nigdy nie będą szczerzy.
Odkąd zaczął się obwiniać za to, co zrobił, zaczęło mu się też wydawać, że osądza go cały świat. Choć otaczający go ludzie, rodzina i znajomi, klepali go po plecach i mówili, że nic się nie stało, on doskonale wiedział, jak bardzo zawinił i że wszyscy o tym wiedzą. Widział w ich oczach nieme oskarżenia. To twoja wina. Twoja wina. Czuł, że tylko czekają, aż trochę wróci do siebie, i wówczas będą mogli rzucić się na niego z oskarżeniami. Bał się. Bał się z nimi skonfrontować, bał się wymierzonej mu kary, która przecież była nieunikniona, bał się wyjść ze swoich przytulnych czterech ścian. Energia i jakakolwiek radość wyparowała z niego w zatrważającym tempie, on sam zaś poddał się temu uczuciu. Wreszcie zupełnie przestał nad tym panować, a jego żal przemienił się z przytłaczającego poczucia winy w depresję.
Gdybyś chciał z nim porozmawiać teraz, będziesz się musiał nieco napracować, bo choć wygląda sympatycznie, zmuszenie go do kontaktu z kimś, kto jeszcze nie zdobył jego zaufania, jest bardzo trudne. Ale nie niemożliwe, bo pod grubą maską jego problemów z psychiką wciąż kryje się tamten cudowny człowiek.
Historia postaci:
Seth urodził się pięknego czerwcowego wieczoru w St. Ives na północnym brzegu Półwyspu Kornwalijskiego, gdzie od wielu pokoleń mieszkała jego rodzina. Mortensenowie zawsze byli dobrze usytuowani, a zawdzięczali to przede wszystkim swojej nieustępliwości, determinacji i braku większych oporów przy dochodzeniu do swego celu po trupach. Czy jego rodzice byli chłodni i bezwzględni? Może i tak, ale co z tego, skoro dzięki temu dorobili się naprawdę niezłej fortuny i mają sieć świetnie prosperujących sklepów ze sprzętem sportowym, a do tego są powszechnie szanowani i stać ich na takie wygody jak trzy zupełnie im niepotrzebne samochody, niemalże nieużywany podgrzewany basen i pokojówka. Co z tego, skoro wszyscy zawsze zabiegali o ich względy i wielbili ponad wszystko.
Tak też było z Sethem. Dorastając w takich, a nie innych warunkach, wyrósł na pewnego siebie, zadowolonego z życia i wszystkiego dookoła człowieka, który w dodatku był rozrywany przez znajomych, pragnących jego towarzystwa. Zresztą, tu akurat w grę nie wchodziły tylko pieniądze i fakt, że zawsze stawiał wszystkim drinki; nie można zaprzeczyć, że był naprawdę uroczym gościem i, wierz mi, gdybyś spotkał go przed wypadkiem, na pewno zamarzyłbyś, żeby zostać jego kumplem. I pewnie byś został. I może miałby też ciebie na sumieniu?
To się wydarzyło niedawno, może z miesiąc temu? Seth udaje, że nie pamięta, ale tak naprawdę ta data została wytatuowana w jego mózgu i prawdopodobnie nie zniknie nigdy z jego pamięci, nie będzie w stanie jej wymazać. Był wieczór, całkiem ciepły, żeby nie powiedzieć gorący; aż chciało się wyjść z domu i trochę zabawić. Czy to takie dziwne, że z entuzjazmem odpowiedział na telefon jednego z jego licznych przyjaciół, Williama? Skądże. Złapał jakąś kurtkę, portfel, wybiegł z domu, bo chciał tam być jak najprędzej; nie, nikt nie spytał gdzie idzie, bo przecież nikogo to nie obchodziło. Matka, Isabelle, siedziała zamknięta w swoim gabinecie na piętrze i zapewne wypełniała miliony papierów, których nigdy nie brakowało, a ojciec Bernard, po którym zresztą otrzymał drugie imię, zniknął na jakiejś delegacji na kolejny tydzień. I zapewne zabawiał się z tą rudowłosą sekretarką gdzieś na Malediwach, o czym Seth wiedział, ale nie miał zamiaru nikomu mówić. Bo nikt nie pytał. Tylko owa pokojówka, od lat ta sama, a na imię miała Nancy, poradziła mu, żeby nie brał samochodu, tylko taksówkę. Tak, tak, pokiwał głową, przytaknął, po czym zawrócił do pokoju po kluczyki, bo uświadomił sobie, że nie pojedzie taksówką jak pierwszy lepszy frajer, skoro ma taki wypasiony samochód z odsłanianym dachem, rozumiecie tą potęgę?
Wreszcie tam dotarł, chociaż po drodze o mały włos nie wjechał w drzewo, bo się zagapił na otwierający się efektownie dach. W środku klubu było dokładnie tak, jak być powinno. Gorąco, duszno, wszędzie rozchichotany tłum i lejące się drinki. Cała tęcza drinków, a ponieważ zbliżało się lato, wreszcie zaczęli serwować też te fajne, z palemką.
Jeden nie zaszkodzi. Drugiego potrzebuję, żeby tamten nie czuł się samotny, a trzy to przecież niewielka różnica, a poza tym, wszyscy tu są zalani, więc nie miał zamiaru się wyłamywać. Przyszedł się bawić, a nie siedzieć pod ścianą jako jedyny trzeźwy i powtarzać sobie w myślach radę pożal się Boże wyroczni, jaką była pokojówka.
Grubo po północy, było może już około trzeciej? To też niby wypadło mu z pamięci, chociaż tak naprawdę doskonale wie, że była 2:43, kiedy wychodzili, krokiem bardziej niż chwiejnym i w stanie zdecydowanie nieodpowiednim, by używać środka komunikacji innego niż taksówka, która mogłaby przecież podwieźć wszystkich imprezowiczów pod same drzwi. A gdzie tam. Chodź, Seth, podwieź mnie, to raptem kawałek stąd. Nie, nie, nie mogę, jeszcze się rozjebiemy i co będzie? Oj tam, daj spokój, wsiadaj.
Wsiedli – on, Will i jeszcze parę osób, chyba jakieś dziewczyny, których imiona zgubiły się gdzieś w tłumie tych wszystkich imion – i ruszyli, aż się za nimi zakurzyło. Niby wiedział, że jedzie za szybko, ale nie przeszkadzało mu to, a nawet podobało. Wiecie, ta adrenalina. Czerwone światło? Jedziemy, o tej porze jest pusto, a nawet jeśli, to przecież mam tak rewelacyjne panowanie nad kierownicą i jestem na tyle dobrym kierowcą, że zrobię sprytny unik. Nieszczęśliwym trafem, kiedy nagle z lewej strony pojawiła się bladożółta plama, mknąca wprost na niego, nie był już w stanie zrobić niczego, a zdążył tylko zarejestrować godzinę wyświetlaną przez zegar – 2:59 – i wypełniający samochód krzyk, a potem jasny błysk, który prawie go oślepił. I ciemność.
Wydawało mu się, że trwa ona zaledwie chwilę, ale wszyscy dookoła twierdzili, że był nieprzytomny kilka dni. Obudziła go natomiast kolejna fala przeraźliwie białego światła, łagodny głos pielęgniarki i paskudny strach o to, co mogło się wydarzyć. Mijały kolejne dni, a on dochodził do siebie, bo w gruncie rzeczy jego obrażenia były niewielkie. Nękało go pytanie o to, co z resztą i jakie poniesie konsekwencje, ale bał się je zadać. A wszyscy dookoła milczeli; choć z ich wzroku wnioskował, że nie mają najlepszych wieści. I nie pomylił się, bo gdy wreszcie odważył się zapytać, odpowiedź przekroczyła jego najśmielsze obawy. Jego cudowny kumpel Will nie żył – z jego winy.
Nie obchodziło go to, że sam niedługo miał być wypisany ze szpitala, że z owymi dziewczynami, które jechały z nimi, jest w porządku. Nie odczuł ulgi nawet wtedy, gdy dowiedział się, że jakimś cudem nie zostanie oskarżony o spowodowanie wypadku i śmierci jednej osoby – nawet nie chciał wiedzieć, czy okoliczności wskazywały na to, że jest niewinny, czy może zadziałały wpływy rodziców.
Nikt nie dziwił się, że Seth jest przygnębiony i obwinia się za to, do czego dopuścił, ba, wydawało im się to zupełnie normalną reakcją. I zapewne byłoby tak, gdyby nie fakt, że depresja, zamiast ustępować z czasem, pogłębiała się. Jej objawy były zupełnie typowe, jednak nikt nie zauważył drastycznych zmian w zachowaniu chłopaka. Przyjaciele, początkowo starający się jakoś go rozweselić, dali sobie spokój. Wiecznie zabiegani rodzice w ogóle nie zwracali na niego uwagi, a gdy już mieli kontakt z apatycznym, wiecznie przestraszonym, obwiniającym się i chudnącym w zaskakującym tempie synem, ograniczali się do nerwowych burknięć „dałbyś już sobie spokój” i nakazywali mu przestać odstawiać takie przedstawienia. Pokojówka Nancy najbardziej się o niego martwiła, ale nie miała pojęcia, jak do niego dotrzeć, dlatego poprzestała na zostawianiu mu pod drzwiami posiłków.
Po jakimś czasie zaczęło do niego docierać, że, nękany poczuciem winy i opuszczony przez wszystkich, nie jest w stanie dalej egzystować i musi z tym jak najszybciej skończyć. Nie, nie postanowił zapisać się na terapię czy powiedzieć komuś o tym, jak się czuje. Znalazł proste, szybkie i bezbolesne rozwiązanie wszystkich jego problemów – garść tabletek.
Gdyby nie interwencja Nancy, zapewne nikt by nie zauważył, a jego marzenie o zejściu z tego świata na bezpieczną drugą stronę by się spełniło. Tymczasem było zupełnie inaczej, bo Seth został w ekspresowym tempie przetransportowany do szpitala, a gdy już udało się go odratować, diagnoza była szybka i trafna: depresja.
Witamy w szpitalu psychiatrycznym im. św. Brygidy.
Ciekawostki, tajemnice:
▪ jest biseksualny
▪ od czasu wypadku kiedy tylko może, unika podróżowania samochodem, nawet jako pasażer
▪ z dość oczywistych przyczyn nie pije alkoholu, w ogóle nie przepada za używkami
▪ cierpi na arachnofobię
▪ nigdy nie był zakochany, bowiem poszukuje tylko idealnego ideału i nie, nie obchodzi go, że takowy nie istnieje
▪ uwielbia siedzieć pod stołem, chyba myśli, że go wtedy nie widać
▪ kiedyś był zafascynowany kulturą Indii, jednak w obecnym stanie ducha nic go nie obchodzi, zatem można powiedzieć, że całe zainteresowanie wygasło
Choroba: depresja
Rezerwowany wygląd: Victor Norlander
Dodatkowe uwagi: –